Przeczytałem dzisiaj zdanie, które brzmiało mniej więcej tak: Świat duchowy podzielony jest między ludzi, którzy oddali życie Bogu; ludzi, którzy oddali życie diabłu i letnich wierzących, którzy nie są świadomi o co idzie gra i maszerują radośnie w podskokach przez życie, na której końcu jest śmiertelna przepaść. Ci ostatni są omamieni polityczną poprawnością, kompromisem, filozofią: "żyj i daj żyć innym", umiarkowaniem, brakiem skrajności oraz tzw. zdrowym rozsądkiem, który nie pozwala im wpadać w religijny fanatyzm. A kim w Polsce jest fanatyk? Na pewno nie tym, który obwieszony ładunkami wybuchowymi wysadza się w imię jakiejś ideologii. Takich w Polsce nie ma. Jest nim ten, kto w autobusie wyciąga różaniec, kto chodzi w tygodniu do kościoła, kto publicznie wyraża przekonania religijne i stoi w obronie wiary. Taki ktoś może liczyć w najlepszym wypadku na ironiczny uśmieszek otoczenia, w którym "cool" jest być ateistą, wolnomyślicielem, krytykiem Kościoła, singlem (w sensie wolnego strzelca), zwolennikiem homoideologii itp. "Wchodźcie przez ciasną bramę! Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują!" (Mt 7 13-14). Letnim wydaje się, że można żyć pomiędzy dobrem a złem. Ich życie jest na pozór dobre, ale czy owocne? Chodzą w niedzielę na Eucharystię i czują się chrześcijanami, ale pytanie które sobie nie zadają to: "czym jest ta Eucharystia i co w życiu robią dla Boga po wyjściu z kościoła". Tego pytania sobie nie zadadzą, bo nie są ukierunkowani na Boga. Eucharystia jest punktem w tygodniu jednym z wielu obok pracy, zakupów, telewizji. Gdyby ukierunkowali się na Boga, to wszystkie punkty w tygodniu służyłyby właśnie Jemu. Bóg jest jakąś niejasną ideą, a obok jest prawdziwe życie i dla nich w 100% realne. Nie przyjmują do wiadomości, że kiedyś umrą. Żyją pozorem wieczności nawet na łożu śmierci. Najgorszy moment jaki można sobie wyobrazić to ten, gdy w momencie śmierci otworzą im się oczy i w zdumieniu uświadomią sobie, że to jednak była prawda. Zobaczą Boga samotnego w kościele, który ze smutkiem wygląda z tabernakulum na ludzi. Zobaczą Jezusa wyciągającego rękę w ciele żebraka. Zobaczą Maryję obecną podczas odmawiania tajemnic różańca, z którego się wyśmiewali. Wreszcie zobaczą prawdziwe oblicze bestii, które na ziemi było takie ponętne i niewinne (mały romansik w pracy, namowa do aborcji, niewinna kradzież itd.). Ostatnią grupą ludzi są ci, którzy oddali życie diabłu i mają ściśle określony cel - deprawacja. Nie wiem co nimi kieruje. Może wiara, że dobro i zło są równorzędnymi siłami a oni wybrali ciekawszą ścieżkę, może złudzenie władzy nad różnymi siłami a może paradoksalnie zupełny brak wiary w świat duchowy przy jednoczesnym kulcie pieniądza czy ciała. Normalnie nie da się tego zrozumieć. Wydaje mi się, że nie ma ludzi, którzy w sposób zupełnie świadomy oddali się diabłu na podobieństwo diabła, który odwrócił się od Boga, ponieważ Zły "Kiedy mówi kłamstwo, od siebie mówi, bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa." (J 8,44). Zostali oni po prostu w wyrafinowany sposób okłamani.
Chciałbym stać się prawdziwym radykalnym wierzącym tak jak pierwsi chrześcijanie, ale wciąż balansuję między fanatykiem (w dobrym sensie tego słowa) a letnim wierzącym. Nie wiem dlaczego tak się dzieje. Może świat w którym żyję jest zbyt poukładany? Nie mniej nawet najlepiej poukładany świat z każdą sekundą zbliża się do swego końca. To nie powinno nam dawać spokoju.
Chciałbym stać się prawdziwym radykalnym wierzącym tak jak pierwsi chrześcijanie, ale wciąż balansuję między fanatykiem (w dobrym sensie tego słowa) a letnim wierzącym. Nie wiem dlaczego tak się dzieje. Może świat w którym żyję jest zbyt poukładany? Nie mniej nawet najlepiej poukładany świat z każdą sekundą zbliża się do swego końca. To nie powinno nam dawać spokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz