środa, 20 lipca 2011

Fanatyzm

Przeczytałem dzisiaj zdanie, które brzmiało mniej więcej tak: Świat duchowy podzielony jest między ludzi, którzy oddali życie Bogu; ludzi, którzy oddali życie diabłu i letnich wierzących, którzy nie są świadomi o co idzie gra i maszerują radośnie w podskokach przez życie, na której końcu jest śmiertelna przepaść. Ci ostatni są omamieni polityczną poprawnością, kompromisem, filozofią: "żyj i daj żyć innym", umiarkowaniem, brakiem skrajności oraz tzw. zdrowym rozsądkiem, który nie pozwala im wpadać w religijny fanatyzm. A kim w Polsce jest fanatyk? Na pewno nie tym, który obwieszony ładunkami wybuchowymi wysadza się w imię jakiejś ideologii. Takich w Polsce nie ma. Jest nim ten, kto w autobusie wyciąga różaniec, kto chodzi w tygodniu do kościoła, kto publicznie wyraża przekonania religijne i stoi w obronie wiary. Taki ktoś może liczyć w najlepszym wypadku na ironiczny uśmieszek otoczenia, w którym "cool" jest być ateistą, wolnomyślicielem, krytykiem Kościoła, singlem (w sensie wolnego strzelca), zwolennikiem homoideologii itp. "Wchodźcie przez ciasną bramę! Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują!" (Mt 7 13-14). Letnim wydaje się, że można żyć pomiędzy dobrem a złem. Ich życie jest na pozór dobre, ale czy owocne? Chodzą w niedzielę na Eucharystię i czują się chrześcijanami, ale pytanie które sobie nie zadają to: "czym jest ta Eucharystia i co w życiu robią dla Boga po wyjściu z kościoła". Tego pytania sobie nie zadadzą, bo nie są ukierunkowani na Boga. Eucharystia jest punktem w tygodniu jednym z wielu obok pracy, zakupów, telewizji. Gdyby ukierunkowali się na Boga, to wszystkie punkty w tygodniu służyłyby właśnie Jemu. Bóg jest jakąś niejasną ideą, a obok jest prawdziwe życie i dla nich w 100% realne. Nie przyjmują do wiadomości, że kiedyś umrą. Żyją pozorem wieczności nawet na łożu śmierci. Najgorszy moment jaki można sobie wyobrazić to ten, gdy w momencie śmierci otworzą im się oczy i w zdumieniu uświadomią sobie, że to jednak była prawda. Zobaczą Boga samotnego w kościele, który ze smutkiem wygląda z tabernakulum na ludzi. Zobaczą Jezusa wyciągającego rękę w ciele żebraka. Zobaczą Maryję obecną podczas odmawiania tajemnic różańca, z którego się wyśmiewali. Wreszcie zobaczą prawdziwe oblicze bestii, które na ziemi było takie ponętne i niewinne (mały romansik w pracy, namowa do aborcji, niewinna kradzież itd.). Ostatnią grupą ludzi są ci, którzy oddali życie diabłu i mają ściśle określony cel - deprawacja. Nie wiem co nimi kieruje. Może wiara, że dobro i zło są równorzędnymi siłami a oni wybrali ciekawszą ścieżkę, może złudzenie władzy nad różnymi siłami a może paradoksalnie zupełny brak wiary w świat duchowy przy jednoczesnym kulcie pieniądza czy ciała. Normalnie nie da się tego zrozumieć. Wydaje mi się, że nie ma ludzi, którzy w sposób zupełnie świadomy oddali się diabłu na podobieństwo diabła, który odwrócił się od Boga, ponieważ Zły "Kiedy mówi kłamstwo, od siebie mówi, bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa." (J 8,44). Zostali oni po prostu w wyrafinowany sposób okłamani.
Chciałbym stać się prawdziwym radykalnym wierzącym tak jak pierwsi chrześcijanie, ale wciąż balansuję między fanatykiem (w dobrym sensie tego słowa) a letnim wierzącym. Nie wiem dlaczego tak się dzieje. Może świat w którym żyję jest zbyt poukładany? Nie mniej nawet najlepiej poukładany świat z każdą sekundą zbliża się do swego końca. To nie powinno nam dawać spokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz