piątek, 29 lipca 2011

Droga Krzyżowa - Corda Pia

DROGA KRZYŻOWA
1.Pan Jezus skazany na śmierć.
"Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał - aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje."(J 15,15)
Sacerdos et Hostia! - Kapłan i Żertwa! Pan Jezus skazany na śmierć przez Piłata. A raczej sam dał się skazać, aby wypełniła się wola Ojca. Żertwa ofiarna i całopalna kapłanów Jezusowych to ich gotowość na śmierć, nie tylko fizyczną ale śmierć od tego świata. Pan ich wybrał i przeznaczył na śmierć, która jest początkiem życia dla wielu. Módlmy się o nowy zasiew powołań kapłańskich.
2.Pan Jezus bierze krzyż na swoje ramiona.
"Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem." (Łk 14,33)
Przyjęcie krzyża przez Jezusa to początek drogi, którym są dla Jego naśladowców święcenia kapłańskie. Odtąd wyrzekli się świata, aby być uczniami Jezusa. Spalili mosty, aby wykonała się wola Boża. Przyjęli krzyż na resztę swojego życia. Módlmy się za nowych kapłanów wchodzących na drogę Pana.
3.Pan Jezus upada pod krzyżem.
"Rzekł Mu wtedy diabeł: "Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz temu kamieniowi, żeby się stał chlebem"." (Łk 4,3)
Upadki, kryzysy, doświadczenia są nierozłącznym elementem Kościoła walczącego a więc i kapłanów. Pusty kościół, brak środków do ewangelizacji, samotność, odrzucenie - wprowadzają ich na pustynię duchową aby przeszli próbę. Módlmy się o wytrwanie w wierze pasterzy naszego Kościoła.
4.Pan Jezus spotyka Matkę Bolesną.
"Następnie rzekł do ucznia: "Oto Matka twoja"." (J 19,27)
Matka Boża – nasza Matka i Opiekunka, niech chroni i prowadzi kapłanów do swego Syna Jezusa Chrystusa. Matka Boża czczona w Rychwałdzkim Obrazie jest patronką ruchu Corda Pia. Tylko Ona jest w stanie ochronić kapłanów. Módlmy się za wstawiennictwem Maryi o błogosławieństwo dla kapłanów.
5.Szymon z Cyreny pomaga Panu Jezusowi dźwigać krzyż.
"Gdy Go wyprowadzili, zatrzymali niejakiego Szymona z Cyreny, który wracał z pola, i włożyli na niego krzyż, aby go niósł za Jezusem." (Łk 23,26)
Kościół to nie tylko kapłani, ale również świeccy. Dla nich Jezus i Jego następcy ponieśli ofiarę krzyża. My świeccy, którzy korzystamy z łask krzyża, pomóżmy dźwigać ten krzyż, a będziemy mieć udział w odkupieńczej misji Jezusa. Módlmy się o rozwój Corda Pia i innych ruchów ewangelizacyjnych.
6.Święta Weronika ociera twarz Panu Jezusowi.
"Kto wam poda kubek wody do picia, dlatego że należycie do Chrystusa, zaprawdę, powiadam wam, nie utraci swojej nagrody." (Mk 9,41)
Modląc się za kapłanów, modlimy się o wodę żywą tj. o łaskę i moc Jezusa dla pasterzy. Módlmy się za swoich pasterzy aby nie brakło im łaski i błogosławieństwa Bożego na ich drodze.
7.Pan Jezus po raz drugi upada pod krzyżem.
"rzekł do Niego: "Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się stąd w dół! Jest bowiem napisane: Aniołom swoim rozkaże o Tobie, żeby Cię strzegli"." (Łk 4,9-10)
Gdy ciemność przysłania Boga. Gdy brak jest zrozumienia i wsparcia przełożonych, wtedy przychodzi silne zwątpienie: „Gdzie są te obiecane łaski potrzebne do życia, do duszpasterstwa, do wytrwania w świętości? Gdzie jest wsparcie Aniołów? Módlmy się o wiarę pośród ciemności dla kapłanów.
8.Pan Jezus spotyka płaczące niewiasty.
"Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi!" (Łk 23,28)
W litości swej wierni płaczą i współczują swemu pasterzowi, który złożony chorobą cierpi w słabości przykuty do łoża boleści. Płaczą za człowiekiem, lecz nie pojmują, że współczuć powinni sobie, bo bez kapłana nikt im nie przyniesie Jezusa. Módlmy się o zdrowie dla pasterzy, ponieważ bez nich nie przyjdzie Pan Jezus w Najświętszym Sakramencie.
9.Pan Jezus po raz trzeci upada pod krzyżem.
"rzekł diabeł do Niego: "Tobie dam potęgę i wspaniałość tego wszystkiego, bo mnie są poddane i mogę je odstąpić, komu chcę"." (Łk 4,6)
Czas ostatecznej pokusy – to czas wahania między wytrwałością a porzuceniem kapłaństwa. To czas śmiertelnej walki o wytrwanie na drodze krzyża w wierności Jezusowi. Ten upadek, aby przemienił się w zwycięstwo wymaga gorliwej modlitwy i postu. Módlmy się z całych sił o kapłanów, aby ich wiara nie poddała się żadnej burzy i złudnym obietnicom Złego.
10.Pan Jezus z szat obnażony.
"Szydzili z Niego i żołnierze; podchodzili do Niego i podawali Mu ocet, mówiąc: "Jeśli Ty jesteś królem żydowskim, wybaw sam siebie"." (Łk 23,36-37)
Bywa tak, że kapłani są ogołacani z godności: krytykowani, wyśmiewani i oskarżani. Nikt nie widzi w nich następców Mesjasza, tylko obiekt drwin i żartów. Cierpienie jest wielkie, gdy trwa w miłości do czyniących zło. Módlmy się o ich wytrwanie w tym cierpieniu i miłości jak również o odmianę serc grzeszników.
11.Pan Jezus do krzyża przybity.
"Przyprowadzili Go na miejsce Golgota, to znaczy miejsce Czaszki." (Mk 15,22)
Są kapłani na stałe zrośnięci z krzyżem czy to przez chorobę czy to przez starość, czy przez wrogość otoczenia w jakim przyszło im żyć. Są oni jak całopalne ofiary miłości oddane na spalenie. Módlmy się o ofiarność dla nich jaką odznaczał się błogosławiony Jan Paweł II - patrona Corda Pia.
12.Pan Jezus na krzyżu umiera.
"Wtedy Jezus zawołał donośnym głosem: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego. Po tych słowach wyzionął ducha." (Łk 23,46)
Największa ofiara – śmierć, męczeństwo za wiarę. Jest jak nowy zasiew pod odradzający się wciąż Kościół. Najwyższa dojrzałość jaką jest gotowość na śmierć – to nie życzeniowe myślenie czy idealistyczne pragnienie serca, to zgoda na przyjęcie łaski Bożej w odpowiedzi na ofiarę Jezusa. Módlmy się za pasterzy o gotowość – jeśli kiedyś przyjdzie na nich taka próba.
13.Pan Jezus zdjęty z krzyża.
"Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci: Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz" (J 21,18)
Przyjdzie taki dzień gdy już kapłan nic nie zrobi sam od siebie. Będzie robił to co będzie konieczne według woli Bożej ale nic ponadto. Będzie to dzień śmierci własnego „JA”, własnych pomysłów, własnych dróg, własnych nauk. Będzie to dzień zaślubin duszy z Oblubieńcem. Wtedy dusza stanie się tym kim w zamyśle Bożym została stworzona. Módlmy się o wypełnienie woli Bożej dla dusz kapłańskich.
14.Pan Jezus do grobu złożony.
"Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie." (Ga 2,20)
W istocie jest to grób człowieka według ciała, aby mógł żyć człowiek według ducha. Jest to noc duszy starego człowieka a następnie świt i zmartwychwstanie nowego. Wypełnienie drogi golgoty na jaką się decydował sługa Boży w dniu swoich święceń kapłańskich. Módlmy się o świętych kapłanów.
Ruch Pasterzy Nowego Serca CORDA PIA:

środa, 27 lipca 2011

Stopnie doskonałości

Stopnie doskonałości św. Jana od Krzyża - refleksje
1. Nie popełnić grzechu za nic w świecie ani nie popełnić świadomie żadnego grzechu powszedniego lub niedoskonałości.
2. Starać się zawsze chodzić w obecności Boga, rzeczywistej lub wyobrażeniowej albo jednoczącej, stosownie do czynności, które się spełnia.
3. Nie czynić ani nie mówić nic ważnego, czego by nie uczynił lub nie powiedział Chrystus, gdyby się znalazł w mojej sytuacji i gdyby posiadał wiek i zdrowie, które ja posiadam.
4. Szukaj w każdej rzeczy większej chwaty i czci Boga.
5. Dla żadnego zajęcia nie opuszczać modlitwy myślnej, ona bowiem jest podporą duszy.
6. Nie opuszczać z powodu zajęć rachunku sumienia, a za każde uchybienie zadać sobie jakąś pokutę.
7. Żałować bardzo za każde zmarnowanie czasu, i dlatego że spędza się go nie kochając Boga.
8. We wszystkich rzeczach, wzniosłych czy niskich, miej Boga za cel, inaczej bowiem nie będziesz wzrastał w doskonałości i zasłudze.
9. Nie zaniedbuj się w modlitwie, a kiedy poczujesz trudności i oschłość, dla tego samego trwaj na niej, ponieważ Bóg niekiedy chce zobaczyć to, co jest w twej duszy, a czego się nie widzi w czasie pomyślności i słodyczy.
10. W niebie i na ziemi wybierać zawsze to, co niższe, a miejsce i zajęcie ostatnie.
11. Nigdy nie mieszaj się do tego, co nie zostało ci polecone, i nie upieraj się przy twoim zdaniu, chociażby było słuszne. A i w tym, co zostało polecone - jeśli to powiedziano (jak to mówią) mimochodem - nie przykładaj do tego ręki. Niektórzy oszukują się w tym, myśląc, że są obowiązani do czynienia tego, co wcale ich nie obowiązuje, gdyby się tylko temu lepiej przyjrzeli.
12. Na sprawy obce, dobre czy złe, zupełnie nie zwracaj uwagi, bo oprócz tego, że stanowi to okazję do grzechu, jest także przyczyną roztargnienia i osłabienia ducha.
13. Spowiadaj się zawsze z uznaniem własnej nędzy, jasno i szczerze.
14. Chociażby sprawy twojego stanu i obowiązki sprawiały ci trudności i przykrości, nie zaniedbuj się w nich z tego powodu, ponieważ nie będzie tak stale, a Bóg, który doświadcza duszę, dołączając trud do nakazu (por. Ps 93, 20 wg Wulgaty), tą właśnie drogą daje jej powoli odczuć dobro i pożytek.
15. Bądź zawsze o tym przekonany, że wszystko, co ci się przydarza, korzystne czy przeciwne, pochodzi od Boga, abyś się w pierwszym nie pysznił, a w drugim nie zniechęcał.
16. Pamiętaj o tym, żeś wstąpił po to, abyś był świętym; dlatego nie pozwalaj królować w twej duszy żadnej rzeczy, która by nie prowadziła do świętości.
17. Staraj się sprawić przyjemność raczej innym niż samemu sobie, w ten sposób nie będziesz czuł zazdrości ani przywiązania do bliźniego. To oczywiście rozumie się tylko o tym, co jest zgodne z doskonałością, ponieważ Bóg gniewa się bardzo na tych, którzy nad Niego przekładają podobanie się ludziom.
Pewnego dnia siadłem sobie w ławce w pewnym kościele i wyciągnąłem tekst „Stopnie doskonałości” św. Jana od Krzyża. Zacząłem czytać i zagłębiać się w świat świętości jakiego w praktyce nie znałem. Wyobraźnia zaczęła podsuwać mi obrazy życia duszy kroczącej tą drogą. Jakoś łatwiej było mi wyobrazić sobie mnicha z zakonu kontemplacyjnego niż osobę świecką. Jednocześnie moje sumienie odezwało się mocnym głosem, który wyrzucił mi moje słabości. Coś nieodpartego pociągało mnie w tą stronę i jednocześnie coś niskiego, zmysłowego nie puszczało mnie. Siedziałem tak pomiędzy dwoma siłami i zastanawiałem się: Jak wyglądałoby moje życie, gdybym z całej woli poszedł tą drogą. Nieodpartą myślą było również coś co pochodziło chyba od złego: Co straciłbym wchodząc na tą drogę?
Punkt pierwszy z tej listy wydaje się być oczywisty, a jednak ja i wielu ludzi jakoś nie potrafimy wytrwać w świętości. Wiadome jest, że człowiek jest istotą grzeszną, ale przecież jest wiele grzechów wypływających z braku radykalizmu w dążeniu do świętości. Jest to jakaś letniość człowieka, który co miesiąc idzie do konfesjonału z tymi samymi lub podobnymi grzechami. Może gdyby musiał czekać rok lub iść pieszo 20 km do kapłana, to by się bardziej postarał. Czytałem kiedyś zapiski jakiegoś misjonarza, który dotarł w odległe krainy Syberii i spotkał tam babcię, która czekała w nadziei 40 lat na spowiedź i na przyjęcie Najświętszego Sakramentu. To jest wiara! Żyjąc tyle czasu bez Jezusa i bez możliwości oczyszczenia, popełnienie grzechu ciężkiego wydaje się nieznośnym ciężarem.
Punkt drugi z tej listy wydaje się trudniejszy od pierwszego, jednak jest on niezbędny, aby wytrwać w świętości. Pewna osoba powiedziała mi kiedyś, że najszybszą drogą do świętości jest świadomość, że Bóg nieustannie cię obserwuje i za każdy czyn natychmiast osądza. Dla większości z nas taka świadomość może paraliżować i sprawiać wrażenie, że mamy nad sobą „miecz Damoklesa”. Jednak Bóg jest miłością. To sprawia, że nasz lęk przed sądem przemienia się w bojaźń i troskę o to, żeby nie obrazić kochającej Osoby. Jak można cały czas trwać w obecności Bożej? Na początku jest to trudne. Pomocą może być modlitwa imienia Jezusa polegająca na nieustannym powtarzaniu imienia Zbawiciela: „Panie Jezu, Synu Boga żywego, zmiłuj się nade mną grzesznikiem!”, albo innej sentencji np.: „Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu. Panie, pośpiesz ku ratunkowi memu”. Po pewnym czasie ta modlitwa staje się częścią modlącego.
Punkt drugi prowadzi nas bezpośrednio do trzeciego, ponieważ żyjąc obecnością Boga, duszy nie pociąga już cała otoczka zmysłowa. Niezbędny do tego jest też pewien wysiłek ogołocenia się z rzeczy niepotrzebnych: ze świata rzeczy, upodobań, wyobrażeń itp.
Punkt czwarty wiedzie nas do odkrycia prawdy w rzeczach, aby móc wielbić za nie Boga. Są one częścią świata w którym żyjemy i nigdy do końca nie wyzwolimy się od nich. Prawda to istota i sens istnienia rzeczy. Oddać chwałę Bogu można przykładowo za zegarek, dzięki któremu znamy godzinę. Prawda tego przedmiotu zawiera się w odmierzaniu czasu. Dlatego pewnym zakłamaniem jest kupowanie coraz droższych i efektowniejszych urządzeń, które nic nie wnoszą poza lękiem przed ich utratą lub zniszczeniem. Dusza wolna, to ta która cieszy się z przedmiotu bez względu na jego wartość i nie smuci się z jego utraty. Wszystko bowiem co posiada nie jest jej i kiedyś i tak wszystko utraci.
Piąty punkt jest trudny w praktyce przynajmniej dla mnie. Raz, że pochłonięty jakimś zajęciem, trudno mi jest się oderwać od tego aby wejść w modlitwę, a dwa, że modlitwa myślna wymaga pewnej uwagi i otwartości na Osobę Boga, skupienia się na Jego obecności i na rozmowie z Nim nie takiej jak z gotowych modlitewników. Wyobraź sobie, że za chwilę odwiedzi Cię ważna osobistość, przykładowo prezydent Polski. Chcąc go należycie ugościć postarasz się o odpowiedni wygląd siebie i mieszkania. Będziesz się z szacunkiem odnosił, ponieważ będziesz w obecności głowy państwa. A co robi często modlący się? Ziewa, rozgląda się, niecierpliwi, ... a przecież rozmawia ze Stworzycielem.
W punkcie szóstym polecam ignacjański rachunek sumienia, który zawiera się w schemacie: a) dziękczynienie, b) prośba o światło, c) przegląd wydarzeń, d) skrucha i wdzięczność, e) postanowienie podjęcia woli Bożej. Ważną częścią ćwiczeń ignacjańskich jest badanie własnego sumienia. Pokuta zadana sobie w moim rozumieniu łączy się jakoś z postem i ascezą. Natura ludzka wzbrania się przed tym. Jest to trudne. Co innego pokuta zadana przez spowiednika. Pomocny tu mógłby być kierownik duchowy.
Punkt siódmy prowadzi nas przez ogołocenie duszy z zajmowania się rzeczami niepotrzebnymi, niesłużącymi Bogu. Nie znaczy to, że nie wskazany jest odpoczynek czy jakaś forma rozrywki. One też mają na celu lepszą służbę Bogu. Ważny jest umiar. Odpoczynek jest częścią życia tak jak spanie i jedzenie. Zadaj sobie pytanie czy spędzając czas kochasz Boga? Jeśli odpoczywasz po dobrze wypełnionej pracy, sumienie nie wyrzuci ci tego, ale jeśli oglądasz głupi serial jeden po drugim, lub bezsensowne strony internetowe, to niekoniecznie służy to Bogu. I nie chodzi tu o rzeczy grzeszne tylko bezwartościowe, które jednak często prowadzą ku grzechowi.
Punkt ósmy: mieć Boga za cel. Tak sobie myślę, że będąc chrześcijaninem, muszę mieć Boga za cel, każda rzecz musi do Niego prowadzić i tylko do Niego. Nie jest to radykalizm, jest to konsekwencja wiary w Boga. Albo wierzę, albo udaję, że wierzę i odbębniam niedzielną Mszę, biorę ślub dla pięknej otoczki, chrzczę dziecko z tradycji. Jeśli odpowiem sobie, że Bóg jest realny, prawdziwy – to wiąże się to z kopernikańskim przewrotem w moim życiu. Bóg już nie jest częścią mojego życia obok rodziny, pracy i domu, to moje życie jest przyporządkowane Bogu.
Dziewięć: Trudności w modlitwie - to test na wytrwałość. Często na adoracji Najświętszego Sakramentu przychodzi znużenie i nic nie pomaga, nawet świadomość, że wpatruję się w Boga. Trwanie w tym stanie wydaje się bez sensu. Czuje się, że Bóg sobie poszedł, a czasem, że w ogóle Go nie ma. Nieustanne rozproszenia wewnętrzne i zewnętrzne, znużenie ciała, niewygodna ławka, odgłosy z ulicy - to są zmysły – niższa część nas, która walczy o swoje. Dla Boga nie liczą się odczucia, tylko wola wytrwania. Zawsze przychodzi pustynia. Bez niej nie byłoby wzrostu. Pewnego razu podczas modlitwy wpadła mucha. W cichej kaplicy spowodowała nieznośne brzęczenie i dekoncentrację. Czym dłużej to trwało, tym większą wywoływało irytację. Przyszła mi myśl, że mucha to symbol obecności zła. Ta myśl doprowadziła mnie do postanowienia wytrwania w modlitwie za wszelką cenę. Innym razem, gdy wróciłem bardzo późno do domu i padałem z nóg, myślałem tylko o łóżku. Czekała na mnie jeszcze wieczorna modlitwa. Chwilę się zawahałem, ale gdy jednak odmówiłem modlitwę siłą woli, zasypiając i ziewając, poczułem wielki pokój w sercu. Było to doświadczenie jakiego wcześniej nie odczuwałem. Zasypiałem wielbiąc Pana.
Dziesięć: Uniżenie i pokora nie są same w sobie jakąś świętością ani miernikiem świętości. Za fałszywą pokorą czai się pycha. Często słyszy się, gdy ktoś dziękuje – odpowiedź: „nie ma za co”. To jest pycha. Coś co w oczach drugiego jest warte wdzięczności – dla ciebie jest nic nie warte. Albo ktoś specjalnie się uniża na oczach innych, aby być przez nich wywyższony. Prawdziwa pokora nie potrzebuje wsparcia. Wypływa sama z bycia autentycznym. Prawdziwie jesteśmy w porównaniu z Bogiem nędznymi istotami i grzesznikami. Święci, którzy czują się wielkimi grzesznikami nie uniżają się bardziej od zwykłych śmiertelników, oni po prostu poznali bardziej Boga, na tyle, że nie czują się godni przyznawać sobie jakichkolwiek zasług czy zdolności. Trwają w uniżeniu dziękując za łaskę i dary, które są darami samego Boga. „Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśliś otrzymał, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał” (1Kor 4,7).
Punkt jedenasty wiąże się jakoś z siódmym. Wtrącanie się w sprawy obce i upieranie się przy swoim zdaniu prowadzą donikąd i są stratą czasu. Przyjmuje to często pozór chęci pomocy a kryje się za tym pycha własnej wyższości. Zauważ, że często pomoc oferują sami z siebie ci, którzy czują się mądrzejsi. Wizja długu wdzięczności dla nich jest pokusą nie do opanowania.
Punkt dwunasty jest zmorą naszych czasów, chociaż pewnie i wszystkich czasów. Skądś wzięło się powiedzenie, że „ciekawość to pierwszy stopień do piekła”. Jest coś w naturze ludzkiej, co ciągnie go do spraw innych osób. Są ludzie, którzy nie żyją własnym życiem, ale innych. Pół biedy jeśli jest to życie fikcyjnych bohaterów telenowel, ale gorzej gdy uczestniczymy w plotkach i pomówieniach. Tak sobie myślę, że jest to szatańska cecha porównywania się do innych. W oczach Boga jesteśmy jedyni i niepowtarzalni, a w świecie jesteśmy numerkiem na liście rankingowej. Jeśli chcesz brać udział w wyścigu szczurów to pnij się na wyższe pozycje, a jeśli chcesz być nikim dla świata, ale nie zatracić duszy, to odpuść sobie.
Trzynaście: Spowiedź to sakrament, który jest konsekwencją odkupienia grzechów przez Jezusa. Wiedz, że sam Pan Jezus odpuszcza ci grzechy ustami kapłana. Trudno czasem w to uwierzyć, zwłaszcza, gdy w konfesjonale ksiądz odstawia tzw. fuszerkę, ale wiedz, że twoja szczerość i intencja w sercu jest widoczna dla Boga i skuteczność sakramentu pokuty nie zależy od świętości spowiadającego. Spowiedź to oskarżanie się a nie usprawiedliwianie czy wybielanie. Jest to trudne dla natury ludzkiej, ale konieczne.
Czternaście: Przyjęcie trudności i przykrości jest miłe Panu, nawet jeśli przydarzają się w niesprawiedliwości wg ludzkiego osądu. Ile przecierpiała św. Faustyna Kowalska?: „+ W pewnej chwili, kiedy byłam z siostrą N. w kuchni i trochę się na mnie pogniewała i za pokutę kazała mi usiąść na stole, a sama pracowała bardzo, sprzątała i szorowała, a ja siedziałam na stole. Siostry przychodziły i dziwiły się, że siedzę na stole, każda co chciała, to powiedziała. Jedna, że jestem próżniak, inna – że co to za dziwak. Byłam wtedy postulantką. Inne mówiły – co to będzie za siostra? Jednak zejść nie mogłam, bo ta siostra nakazała mi pod posłuszeństwem, żeby siedzieć, aż mi powie kiedy mam zejść. Naprawdę, ile ja wtedy zrobiłam aktów zaparcia, to jeden tylko Bóg wie. Myślałam, że spłonę ze wstydu. Bóg nieraz sam tak dopuszczał dla mojego wewnętrznego wyrobienia, ale nagrodził mi Pan wielka pociechą za to upokorzenie. W czasie benedykcji ujrzałam Go w wielkiej piękności, Jezus spojrzał się łaskawie na mnie i rzekł: córko Moja, nie lękaj się cierpień, Ja jestem z tobą.” (Dz 151).
Piętnaście: Może ciężko w to uwierzyć, ale wszystko co się nam przydarza, dzieje się dla dobra naszej duszy. Mi też w to ciężko uwierzyć. Ile razy buntowałem się gdy mi coś nie wychodziło, albo chodziłem dumny, gdy miałem osiągnięcia. A wszystko to jak fale, które przypływają i odpływają. Głębia duszy jest jak głębia morza, tam zawsze jest spokój, gdy na powierzchni świeci słońce lub przechodzi sztorm. To miejsce przebywania Boga, gdzie inni nie mają wstępu. Wystarczy nauczyć się tam przebywać, a pokój duszy spłynie na całego człowieka.
Punkt szesnasty jest pokrewny z ósmym. Mając na celu Boga mamy za cel bycie świętym. Jakże trudno wyrzucić z życia rzeczy, które temu nie służą. Wszystko wydaje się atrakcyjne, woła aby to użyć, bo żyje się tylko raz itd. Tak naprawdę, jeśli ktoś zanurzył się w kontemplacji Boga, pozna, że wszystko co było kiedyś atrakcyjne mieni się teraz jak śmieci, które odciągają od Boga. A jeśli tego nie doświadczyłeś, to zrób eksperyment i przez tydzień wejdź na pustynię zmysłów (najlepszy do tego jest jakiś dom rekolekcyjny w odległej parafii) i żyj tylko dla Boga. Co masz do stracenia? To tylko tydzień. Podejmiesz próbę?
Siedemnaście: „Jeśliby ktoś mówił: "Miłuję Boga", a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi.” (1J 4,20)

niedziela, 24 lipca 2011

Tron - pragnienie doskonałości

Film: "Tron: Dziedzictwo/Tron: Legacy" w reżyserii Josepha Kosinski ( http://www.youtube.com/watch?v=BEndyAOpI8A ) obejrzałem z ciekawości, ponieważ kiedyś w młodości byłem fanem pierwszej części: "Tron" w reżyserii Stevena Lisbergera. Mimo, że spodziewałem się przerostu formy nad treścią i płytkiej fabuły, to jednak po wszystkim dopadły mnie ciekawe myśli. Kevin Flynn, który stworzył wirtualny świat, miał wizję doskonałości. Poświęcił życie na zbudowanie nowego świata, który jak to bywa również w naszym świecie, wymknął się spod kontroli. Każdy nowy świat ma początek w wielkiej wizji jej twórcy. Tak się zaczynały XX-wieczne totalitaryzmy. Ich wizjonerzy chcieli wprowadzić jakiś porządek do tego świata. Wiadomo jak się to za każdym razem kończyło. Nie mniej było to zawsze dążenie do jakiejś własnej, często chorej wizji doskonałości. Co łączyło te światy z fikcją świata Tronu? Na pewno nowy porządek, ład, doskonałość. Ale jest jeszcze coś. Coś co rozsadza od środka każdy porządek: próba dominacji a w konsekwencji nie liczenie się z jednostką, jej indywidualnością i wolnością. Idąc w głąb tej myśli dochodzimy do Boga, który jako jedyny może zapewnić pragnienie serc ludzkich co do wolności. Zapewne w tym miejscu nie zgodzi się ze mną wielu ateistów. Nie mniej wszelkie moralne zdobycze: zniesienie niewolnictwa, równość co do prawa wszystkich ludzi, ich godność, deklaracja praw człowieka, wszystko to ma źródło chrześcijańskie. Jeśli ktoś ma na myśli ograniczenia jakie proponuje Bóg (np. 10 przykazań) to nie nazwałbym tego zniewoleniem. To raczej ochrona przed swawolą. Przykazanie "nie zabijaj" nie jest po to żeby ograniczyć moją wolę i zabrać mi radość, ale po to, żebym nie dostał noża w plecy. I tak jest z każdym innym przykazaniem. Czy może powstać doskonały świat bez Boga? Są ludzie, którzy przyczynę wszelkiego zła dopatrują w religiach. Jak w takim razie oceniać XX-wieczne totalitaryzmy? Kevin Flynn chciał stworzyć wspaniały świat, którego stał się bogiem. Co ciekawe jest on dobrym człowiekiem i jego świat był dobry. Napisał program CLU, swój odpowiednik w świecie wirtualnym, który w pewnym momencie zbuntował się przeciw swojemu stwórcy. CLU zaprowadził nowe porządki - pełna kontrola, inwigilacja, czystki niepotrzebnych programów, krótko mówiąc - totalitaryzm. CLU jest właśnie synonimem XX-wiecznych tyranów. Flynn jest jednak tylko człowiekiem a nie bogiem i zamieniony w formę informacji, zostaje uwięziony w komputerowym świecie. Na ratunek przybywa jego syn: Sam Flynn. Większość akcji dzieje się właśnie w tym świecie. Nie chcę dalej rozwijać wątku filmowego, bo poza efektami specjalnymi, dużo jest tam naiwności jak choćby powrót do reala Sama Flynna z programem Quorrą, który staje się normalną fizyczną dziewczyną. Ciekawa jest za to wizja doskonałości nowego świata. Poza aspektami moralnymi, które doprowadzają do upadku każdego systemu, w którym jednostka jest zniewalana, sam świat wydaje się pozornie idealny. Nie ma tam cierpienia, chorób, starości, brudu, niewyremontowanych dróg, zepsutych pojazdów, walących się domów itp. A przecież o taką niedoskonałość jest obarczany nasz Bóg. Szczególnie o cierpienie niewinnych. Nasz świat wydaje się spartaczony. Jeśli Bóg jest doskonały, dlaczego nasz świat nie jest doskonały? Ale jakiej doskonałości oczekują krytycy? Idealnej maszyny doskonale pracującej wg praw fizyki? Doskonałości ludzi do bólu przewidywalnych, którzy są zawsze mili, uśmiechają się i czynią dobro? Zresztą po co czynić dobro, jak wszyscy są zadowoleni i syci. A co z tymi, którzy się na coś wkurzą i chcą sobie czasem zaklnąć? Co z dreszczem emocji przy wspinaczce wysokogórskiej, która w idealnym świecie nie przewiduje ryzyka utraty zdrowia czy życia? Czym byłby idealny świat według ludzkiego pomysłu? Wydaje się, że totalnym zniewoleniem w doskonałej przewidywalności bez cienia jakiegokolwiek ryzyka. Człowiek czułby się zaprogramowanym elementem w wielkiej maszynerii. Ktoś powie: Niebo będzie takim doskonałym i nudnym miejscem. Ale co my możemy powiedzieć o niebie? Tylko tyle, że będzie tam pełnia miłości a poza tym: "ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują." (1 Kor 2,9). Nasz świat jest doskonały, tylko człowiek ma inne pomysły niż Twórca tej doskonałości. Dlatego jest cierpienie i jest zło. Taka jest cena wolności.

piątek, 22 lipca 2011

Dialog z kusicielem

W filmie "Misja" Rolanda Joffé (fragmenty: http://www.gloria.tv/?media=78238&connection=corporate ), Jezuici zostali zmuszeni do oddania założonych przez siebie misji wśród brazylijskich Indian Guarani. Przedstawiciel Kościoła naciskany przez króla Portugalii przedstawia sytuację Jezuitom: "Jeśli Jezuici przeciwstawią się Portugalczykom wówczas reguła jezuicka zostanie wydalona z Portugalii. A następnie Hiszpanii, Francji, Italii. Jeśli zależy nam, aby przetrwała, musimy te misje poświęcić." W innym momencie filmu przedstawiciel króla mówi do hierarchy: "Żeby mieć poparcie ze strony państwa należy szlachetnie przegrywać". Ten dialog wbrew pozorom ma bardzo głęboką symbolikę. Nie jest to bowiem jedynie dialog między siłami ziemskich potęg: władzy świeckiej i kościelnej. Jest to w istocie dialog z samym Szatanem. Od czasów samego Jezusa i pierwszych chrześcijan, istotą Kościoła był znak sprzeciwu a nie wchodzenie w układy i kompromisy."Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą." (Łk 2,34). Jezus pokazał nam jak postępować przeciwstawiając się Żydom a wręcz prowokując ich i obrażając: "W inny szabat wszedł do synagogi i nauczał. A był tam człowiek, który miał uschłą prawą rękę. Uczeni zaś w Piśmie i faryzeusze śledzili Go, czy w szabat uzdrawia, żeby znaleźć powód do oskarżenia Go. On wszakże znał ich myśli i rzekł do człowieka, który miał uschłą rękę: "Podnieś się i stań na środku!" Podniósł się i stanął. Wtedy Jezus rzekł do nich: "Pytam was: Czy wolno w szabat dobrze czynić, czy wolno źle czynić; życie ocalić czy zniszczyć?" I spojrzawszy wkoło po wszystkich, rzekł do człowieka: "Wyciągnij rękę!" Uczynił to i jego ręka stała się znów zdrowa. Oni zaś wpadli w szał i naradzali się między sobą, co by uczynić Jezusowi." (Łk 6,6-11). Czyż postępując tak nie zastanawiał się, że zaszkodzi własnej misji? Dlaczego nie próbował się dogadać z Żydami aby zapewnić sobie poparcie i swobodę działania? Otóż dlatego, że miał poparcie samego Boga Ojca i wiedział, że walka nie toczy się na płaszczyźnie świata ale na płaszczyźnie serc ludzkich i ducha. Dlaczego męczennicy za wiarę są tak cenni w Kościele? Dlaczego ich krew jest niczym nowy zasiew chrześcijaństwa? Przecież ich już nie ma. Nie mogą działać fizycznie. Męczennicy, którzy są świadkami są najmocniejszą bronią w walce o ludzkie serca. Ponieważ prawdziwym zwycięstwem jest nawrócenie serc a nie wygrana w sądzie, nie posiadłości czy status. Kościół w Meksyku jest nielegalny a jak prężnie się rozwija. Utrata posiadłości Kościoła w Polsce zagrabionych przez komunistów nie przeszkodziła w wierze społeczeństwu. W Holandii średnio każdego tygodnia są zamykane dwa kościoły, a przecież prawnie Kościół mógłby się tam spokojnie rozwijać. Przecież nie ma realnych przeszkód. O co tu chodzi? O dialog i kompromis z Szatanem. Żadna cena nie jest warta wejścia w taki dialog i kompromis. Ktoś jednak może powiedzieć: Gdyby nie kompromis w sprawie ustawy o zakazie aborcji, to nadal mielibyśmy prawną zgodę na ten proceder. Albo: Po co sprzeciwiać się złemu prawu? Niech sobie będzie. Walczmy o sumienia ludzkie. Kluczowym słowem w powyższych dylematach jest "prawda". Kompromis aborcyjny nie jest dobrem tylko złem. Nie wchodzimy w dialog ze Złym dopóki mamy świadomość, że kompromis był wszystkim co realnie mogliśmy osiągnąć i dopóki chcemy walczyć o jego dalszą zmianę. Zmiana prawa natomiast nie jest po to żeby zastąpić walkę o sumienia, tylko po to, żeby zahamować realne zagrożenie życia nienarodzonych. A to już nie jest kwestią Kościoła, tylko naturalnego prawa do życia każdego człowieka. Pierwsi chrześcijanie woleli śmierć niż oddanie czci obcym bóstwom. Przecież mogli oddać im cześć a myśleć swoje i dalej być chrześcijanami. Otóż byłoby to zgorszenie dla reszty, przegrana w ich sercach i zagrożenie ich zbawienia. "Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a potem nic więcej uczynić nie mogą. Pokażę wam, kogo się macie obawiać: bójcie się Tego, który po zabiciu ma moc wtrącić do piekła. Tak, mówię wam: Tego się bójcie!"(Łk 12,4-5). W filmie "Misja" Jezuici i Indianie przegrali walkę o misje, ale wygrali coś o wiele cenniejszego: własne dusze. Dla mnie kluczowym punktem filmu był moment, gdy ojciec Gabriel niosący Najświętszy Sakrament, zostaje zabity i upada razem z monstrancją. Po chwili podbiega Indianin i podnosi monstrancję z Panem Jezusem. Gdyby Jezuici zostawili swoje owce (Indian) i wyjechali, Indianie nie uwierzyliby w ich prawdziwe intencje i porzuciliby wiarę. Ostatni dialog w filmie: "Nie miałeś wyboru Eminencjo. Żyjemy w takim świecie, a ten świat taki jest. Nie, senior Honter, taki ten świat uczyniliśmy. Takim uczyniłem go ja". Każda nasza decyzja ma wpływ na ten świat. Nie pozwólmy aby ten świat miał wpływ na naszą decyzję. I ostatnie słowa w filmie wysłannika kościelnego: "Tak więc, wasza Świątobliwość, twoi księża nie żyją, ja zaś pozostałem przy życiu. Lecz tak naprawdę, to ja umarłem, a oni żyją, bowiem jak zawsze, duch zmarłych przetrwa w pamięci żyjących."

środa, 20 lipca 2011

Fanatyzm

Przeczytałem dzisiaj zdanie, które brzmiało mniej więcej tak: Świat duchowy podzielony jest między ludzi, którzy oddali życie Bogu; ludzi, którzy oddali życie diabłu i letnich wierzących, którzy nie są świadomi o co idzie gra i maszerują radośnie w podskokach przez życie, na której końcu jest śmiertelna przepaść. Ci ostatni są omamieni polityczną poprawnością, kompromisem, filozofią: "żyj i daj żyć innym", umiarkowaniem, brakiem skrajności oraz tzw. zdrowym rozsądkiem, który nie pozwala im wpadać w religijny fanatyzm. A kim w Polsce jest fanatyk? Na pewno nie tym, który obwieszony ładunkami wybuchowymi wysadza się w imię jakiejś ideologii. Takich w Polsce nie ma. Jest nim ten, kto w autobusie wyciąga różaniec, kto chodzi w tygodniu do kościoła, kto publicznie wyraża przekonania religijne i stoi w obronie wiary. Taki ktoś może liczyć w najlepszym wypadku na ironiczny uśmieszek otoczenia, w którym "cool" jest być ateistą, wolnomyślicielem, krytykiem Kościoła, singlem (w sensie wolnego strzelca), zwolennikiem homoideologii itp. "Wchodźcie przez ciasną bramę! Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują!" (Mt 7 13-14). Letnim wydaje się, że można żyć pomiędzy dobrem a złem. Ich życie jest na pozór dobre, ale czy owocne? Chodzą w niedzielę na Eucharystię i czują się chrześcijanami, ale pytanie które sobie nie zadają to: "czym jest ta Eucharystia i co w życiu robią dla Boga po wyjściu z kościoła". Tego pytania sobie nie zadadzą, bo nie są ukierunkowani na Boga. Eucharystia jest punktem w tygodniu jednym z wielu obok pracy, zakupów, telewizji. Gdyby ukierunkowali się na Boga, to wszystkie punkty w tygodniu służyłyby właśnie Jemu. Bóg jest jakąś niejasną ideą, a obok jest prawdziwe życie i dla nich w 100% realne. Nie przyjmują do wiadomości, że kiedyś umrą. Żyją pozorem wieczności nawet na łożu śmierci. Najgorszy moment jaki można sobie wyobrazić to ten, gdy w momencie śmierci otworzą im się oczy i w zdumieniu uświadomią sobie, że to jednak była prawda. Zobaczą Boga samotnego w kościele, który ze smutkiem wygląda z tabernakulum na ludzi. Zobaczą Jezusa wyciągającego rękę w ciele żebraka. Zobaczą Maryję obecną podczas odmawiania tajemnic różańca, z którego się wyśmiewali. Wreszcie zobaczą prawdziwe oblicze bestii, które na ziemi było takie ponętne i niewinne (mały romansik w pracy, namowa do aborcji, niewinna kradzież itd.). Ostatnią grupą ludzi są ci, którzy oddali życie diabłu i mają ściśle określony cel - deprawacja. Nie wiem co nimi kieruje. Może wiara, że dobro i zło są równorzędnymi siłami a oni wybrali ciekawszą ścieżkę, może złudzenie władzy nad różnymi siłami a może paradoksalnie zupełny brak wiary w świat duchowy przy jednoczesnym kulcie pieniądza czy ciała. Normalnie nie da się tego zrozumieć. Wydaje mi się, że nie ma ludzi, którzy w sposób zupełnie świadomy oddali się diabłu na podobieństwo diabła, który odwrócił się od Boga, ponieważ Zły "Kiedy mówi kłamstwo, od siebie mówi, bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa." (J 8,44). Zostali oni po prostu w wyrafinowany sposób okłamani.
Chciałbym stać się prawdziwym radykalnym wierzącym tak jak pierwsi chrześcijanie, ale wciąż balansuję między fanatykiem (w dobrym sensie tego słowa) a letnim wierzącym. Nie wiem dlaczego tak się dzieje. Może świat w którym żyję jest zbyt poukładany? Nie mniej nawet najlepiej poukładany świat z każdą sekundą zbliża się do swego końca. To nie powinno nam dawać spokoju.

wtorek, 19 lipca 2011

Noc ciemna

Inspiracją do stworzenia niniejszego bloga jest dzieło św. Jana od Krzyża pt: "Noc ciemna". Nie będę w tym miejscu opisywał tego dzieła ani wyjaśniał sensu nocy wg św. Jana od Krzyża, ponieważ można to wyczytać z wielu publikacjach np. http://www.karmel.pl/klasyka/wprowadzenie/baza.php?id=15
Prowadząc ten blog, pragnę odnieść się do codzienności życia wierzącego. Jako tła użyłem płomieni i czerni, które symbolizują miłość w ciemności. Czym dłużej zastanawiam się nad sensem nocy, tym więcej jej znaczeń odkrywam. Pierwsze znaczenie, o którym pisze święty w swoim dziele, to wejście w noc zmysłów - totalne ogołocenie cielesno-zmysłowej strony człowieka - aby przez trawiące ognie cierpienia, wypalić niedoskonałości i wprowadzić go w świat ducha. Wtedy mają sens słowa św. Pawła: "Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie." (Ga 2,20). Nieliczne dusze, po doświadczeniu nocy zmysłów, wchodzą w noc ducha - o wiele cięższą i ciemniejszą od tej pierwszej. Jest to noc, w której Bóg wystawia duszę, na doświadczenie zupełnego opuszczenia. Jest to próba podobna do cierpień dusz piekielnych, które na wieczność zostały odrzucone przez Boga. Drugie znaczenie nocy, to ogólne życie ziemskie człowieka. Można to życie uznać za noc, podobnie jak niemowlę będąc w łonie matki żyje w ciemności i gdy nadchodzi moment narodzin, myśli że umiera. My dochodząc do kresu życia, też myślimy, że umieramy. Co gorsza Bóg - którego natura jest ukryta przed naturą cielesną człowieka - jest niedostępny na sposób dostępności innych ludzi. Jest dostępny w wierze. Dlatego nauka nigdy nie dowiedzie Jego istnienia tak jakby oczekiwali ateiści. Bóg, którego istnienie odrzucają ateiści, faktycznie nie istnieje. Istnieje Bóg, którego nikt i nic nie może zrozumieć a co dopiero udowodnić Jego istnienie. Trzecie znaczenie nocy to noc Kościoła. Podobnie jak dusza oczyszcza się w wierze, podobnie obecny Kościół wydaje się wchodzić w noc oczyszczającą z ziemskiego wymiaru w duchowy. Pierwsze wieki chrześcijan - to życie charyzmatyczne, totalnie ukierunkowane na Boga, rodzące wielu świętych męczenników, które zapoczątkowało wielki ogólnoświatowy Kościół. Ten Kościół żyjąc w świecie (oznaczającym symbol odwrócenia się od Boga) zaczął stygnąć aż do wymiaru tylko zewnętrzno-obrzędowego, w którym jest traktowany jako firma spełniająca usługi: chrztu, sakramentu Małżeństwa, pogrzebu. Taki Kościół musi umrzeć aby narodził się Kościół charyzmatyczny, święty, ukierunkowany na Boga tak jak w czasach pierwszych chrześcijan.
Powyższe znaczenia nocy są tymi, które przyszły mi na myśl, ale zapewne jest o wiele więcej znaczeń, ponieważ nasze życie ziemskie jest walką, a w walce przychodzą porażki, zranienia, klęski. Należymy do Kościoła walczącego i musimy oddać się na służbę Bogu: "A zatem proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej. Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe." (Rz 12,1-2)