poniedziałek, 16 stycznia 2012

Twierdza Wewnętrzna - Mieszkanie Siódme


Wtedy ukazał mu się Anioł Pański w płomieniu ognia, ze środka krzewu. [Mojżesz] widział, jak krzew płonął ogniem, a nie spłonął od niego. Wtedy Mojżesz powiedział do siebie: "Podejdę, żeby się przyjrzeć temu niezwykłemu zjawisku. Dlaczego krzew się nie spala?" Gdy zaś Pan ujrzał, że [Mojżesz] podchodził, żeby się przyjrzeć, zawołał <Bóg do> niego ze środka krzewu: "Mojżeszu, Mojżeszu!" On zaś odpowiedział: "Oto jestem". Rzekł mu [Bóg]: "Nie zbliżaj się tu! Zdejm sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą". (Wj 3,2-5)

Siódme mieszkanie jest ostatnim etapem w zjednoczeniu duszy z Bogiem. Następuje tu tzw. małżeństwo duchowe między duszą a Bogiem. Dusza, spokojnie i słodko, bez przerwy współżyje z Bogiem, z całą Trójcą Najświętszą. Życie trynitarne jest charakterystyczne dla siódmego mieszkania. Siłą miłosnego zjednoczenia z Bogiem dusza staje się płodną apostołką swojego Boskiego Oblubieńca i swojej Matki Kościoła. Następuje utwierdzenie duszy w łasce, przekazanie wzajemne dóbr, zjednoczenie przemieniające. W tym mieszkaniu realizuje się ostatecznie cel życia wewnętrznego: najgłębsze zjednoczenie z Bogiem, czyli duchowe zaślubiny, jakie sprawia najwyższy stopień modlitwy. "Śmierć bynajmniej nie jest jej straszną, przeciwnie, przedstawia się duszy jak słodkie zachwycenie". (T.wstęp)
Siódme mieszkanie jest ukoronowaniem i celem duszy, która dąży na spotkanie z Panem. W tym mieszkaniu przebywa Bóg i tylko On może uchylić drzwi duszy, aby mogła wejść i z Nim się zjednoczyć.
Gdy Pan ulituje się już nad tą duszą, która z tęsknoty do Niego taką mękę cierpiała i cierpi, a którą już sobie wybrał za oblubienicę, wtedy, nim dopełni duchowych z nią zaślubin, wprowadza ją do tego siódmego mieszkania, które jest Jego własnym mieszkaniem. Podobnie bowiem jak mieszka w niebie, tak snadź ma w duszy drugie mieszkanie, w którym Jego boska wielmożność przebywa, które zatem możemy nazwać jakby drugim niebem. (T.VII.1.3)
Bóg objawia się duszy i daje się poznać poprzez duchowe widzenie. Zrywają się ostatnie zasłony oddzielające człowieka i zakrywające tajemnicę Boga. Dusza poznaje majestat Boga w stopniu najdoskonalszym jaki jest możliwy w życiu ziemskim.
Wprowadzona do tego mieszkania siódmego, dostępuje wysokiego widzenia umysłowego. Cudownym, Bogu samemu wiadomym, sposobem ukazuje jej się Trójca Przenajświętsza, w płomiennej jasności, na podobieństwo olśniewającego obłoku, która naprzód ogarnia duchowy szczyt duszy i w tej jasności, niewypowiedzianym sposobem poznania, widzi dusza wszystkie razem trzy Osoby i każdą oddzielnie, i z przewyższającą pewnością prawdy poznaje, jako wszystkie te trzy Osoby są jedną istnością, jedno wszechmocnością i mądrością, jednymże Bogiem. I to, co tu poznajemy przez wiarę, to tam, rzec można, poznaje dusza przez widzenie, choć oczy ciała zarówno jak i duszy nic nie widzą, bo nie jest to widzenie przez wyobraźnię. (T.VII.1.6)
Dusza złączona z Bogiem nadal żyje w ciele. Ta łączność nie przeszkadza jej do pełnienia dzieł Bożych, ale tym bardziej ją ponagla do całkowitej służby. Są chwile, gdy Pan ściśle z nią się łączy i chwile gdy się odsuwa, ponieważ nieustanne obcowanie duszy z Bogiem jest ponad jej siły. Mimo to jest nieustannie obecny i od Niego tylko zależy, kiedy zbliża się ze swoimi nadprzyrodzonymi łaskami.
Myślicie może, że takiej dostąpiwszy łączności z Bogiem, dusza powinna w ciągłym być zachwyceniu, a cała pochłonięta tym wewnętrznym widzeniem, niczym się już zająć nie potrafi. - Mylicie się; z większą owszem niż przedtem swobodą i zapałem oddaje się ona wszystkiemu, co się odnosi do służby Bożej, i tylko w chwilach wolnych od zajęć rada przestaje sam na sam z słodkim towarzystwem swoim. (T.VII.1.8)
Rozumie się, że ustawiczne to widzenie Bożej obecności nie jest w dalszym ciągu tak zupełne, czyli raczej tak jasne, jak gdy pierwszy raz się objawi, albo gdy spodoba się Bogu w danej chwili wznowić duszy tę łaskę w pierwszej jasności jej i sile. Gdyby bowiem ta jasność trwała ciągle, niepodobna byłoby duszy widzieć nic innego, ani nawet obcować z ludźmi. (T.VII.1.9)
Nie jest w jej mocy, gdy zechce wznowić w sobie owo widzenie; na to potrzeba, by na rozkaz Pański otworzyły się okiennice umysłu i to zrządza Pan, gdy zechce, nie wedle upodobania duszy, jeno wedle upodobania swego; dość tej łaski i tego miłosierdzia Jego, że nigdy jej nie opuszcza i taką jej daje niewątpliwą pewność obecności swojej. (T.VII.1.9)
Święta Teresa porównuje zaślubiny duchowe z Bogiem do ślubu dwojga narzeczonych, których węzeł małżeński jest już nierozdzielny. Natomiast dopóki trwają zaręczyny duchowe lub inne widzenia, dusza nadal może odejść, jeśli tylko chce.
Trzeba wam wiedzieć, że między wszystkimi widzeniami poprzednich mieszkań, a widzeniami tego siódmego, różnica jest ogromna, a zrękowiny duchowe, które się zawierają w tamtych, tak się mają do duchowych zaślubin, spełniających się w tym ostatnim, jak się ma zobopólny do siebie stosunek dwojga narzeczonych do stosunku dwojga małżonków, którzy związani węzłem dozgonnym, już się, póki żyją, rozłączyć nie mogą. (T.VII.2.2)
Zrękowiny duchowe nie mają tej trwałości; zaręczeni mogą się rozejść i nieraz się rozchodzą. Tak jest i z duchowym duszy złączeniem z Bogiem. Każde złączenie, choć z natury swojej jest skojarzeniem dwu rzeczy czy istot w jedno, może przecież się rozłączyć i każde pójdzie znowu w swoją stronę. (T.VII.2.4)
Nie tak w tych zaślubinach duchowych, tu dusza ciągle zostaje z Bogiem swoim w owym wnętrzu najgłębszym i nigdy się z Nim nie rozłącza. (T.VII.2.4)
Stan zaślubin, który jest trwałym złączeniem z Panem nie czyni duszy automatycznie odpornej na grzech, ponieważ wciąż żyje w grzesznym ciele. Jest ona tego świadoma i przenika ją trwoga i bojaźń Boża przed obrazą swego Oblubieńca. Żyje w poczuciu wstydu, że tak słabo odpłaca się Panu za Jego łaski i miłość. Czuje się wielką grzesznicą.
Mówmy teraz o owych duchowych boskich zaślubinach, chociaż wielka ta łaska nie może się dokonać w tym życiu w sposób zupełnie doskonały. Póki bowiem żyjemy w ciele, zawsze jeszcze możemy oddalić się od Boga i tym samym wysokie to szczęście postradać. (T.VII.2.1)
Czy to ma znaczyć, że dusza, gdy dojdzie do tego stanu i tę łaskę otrzyma od Boga, już jest pewna zbawienia swego i zabezpieczenia od upadku? Bynajmniej; oświadczam, owszem, i ostrzegam, że gdziekolwiek, pisząc o tych rzeczach, mówię o bezpieczeństwie duszy, zawsze to ma się rozumieć z tym warunkiem, że jeśli boska łaskawość Pana nie przestanie trzymać jej w swym ręku i jeśli ona Jego w niczym nie obrazi. (T.VII.2.9)
...nie ma siebie za bezpieczną, ale raczej z większą niż przedtem bojaźnią Bożą postępuje, strzeże się wszelkiej najmniejszej obrazy Bożej i najgorętszą, jak się w dalszym ciągu powie, pała żądzą służenia Bogu. Ciągły przy tym czuje żal i wstyd, że tak mało dla Niego uczynić jest zdolna, kiedy tak wiele Mu jest winna. Jest to dla niej niemały krzyż i prawdziwa, bardzo ciężka pokuta. Co do umartwień bowiem i surowości, im ostrzejszą czyni pokutę, tym większej doznaje z niej rozkoszy. Prawdziwa dla niej pokuta jest wtedy, gdy Bóg jej odbiera zdrowie i siły do czynienia pokuty. (T.VII.2.9)
Im hojniej Pan ją obdarował, tym więcej ona się lęka obrazy Jego i nie dowierza sobie. Poznawszy jaśniej w tych użyczonych jej wielmożnościach nędzę swoją, tak mocno czuje gniotące ją brzemię grzechów swoich, że nieraz, jak celnik w Ewangelii, nie śmie wznieść oczu w niebo. (T.VII.3.14)
Nie brak, upewniam was, siostry, nie brak i takiej duszy krzyżów; ale krzyże te nie sprawiają jej udręczenia i nie odbierają jej pokoju. Są to jakoby fale na chwilę wezbrane, jakby burza letnia, która prędko przechodzi i znowu po niej pogoda. (T.VII.3.15)
Mieszkanie siódme nie jest drugim niebem dla duszy. I mimo że zaznaje tam pokoju serca, to w pozostałych komnatach twierdzy, toczą się walki ze światem, ciałem i szatanem. Nie są one jednak w stanie zburzyć łaski pokoju w samej duszy. Pokój ten płynie z obecności Pana, dlatego przeciwnik nie jest w stanie nawet zbliżyć się do siódmej komnaty.
Wracając wszakże do tego, co mówiłam wyżej o pokoju, jakiego dusza w tym mieszkaniu używa, nie sądźmy, by i władze, i zmysły, i namiętności zostawały zawsze w takimże pokoju; dusza sama tylko nigdy go nie traci. I w tym mieszkaniu nie brak takich chwil, kiedy srożą się walki, dolegają utrapienia i trudy; bywa to nawet stan zwyczajny. Ale utrapienia te dusza tutaj nie tak odczuwa, by mogły zamącić jej pokój. (T.VII.2.10)
Król, na przykład, choć może w rządach swoich ciężkie ma zawikłania i kłopoty, choć może wojny srożą się w jego królestwie, sam przecież spokojnie mieszka w swoim pałacu. Tak i tu, choć w innych mieszkaniach zdarzają się różne rozruchy, pełzają gady jadowite, słychać krzyki i zgiełk, wszystko to nie dosięga duszy w tym siódmym mieszkaniu będącej, ani jej nie zdoła stamtąd wyprowadzić. (T.VII.2.11)
Życie duszy zaślubionej Bogu różni się diametralnie od życia dusz, które nie doszły jeszcze do takiego stanu. Życie to w siódmym mieszkaniu różni się nawet bardziej od życia w pozostałych mieszkaniach niż nawet życie duszy poza twierdzą z duszą postępującą w twierdzy. Dlatego, że człowiek spoza twierdzy pragnie spełniać swoje plany ziemskie tak jak i człowiek żyjący w twierdzy – swoje plany doskonałości. I chociaż plany są różne, to jednak jest to plan człowieka. W siódmym mieszkaniu człowiek już nie żyje sobą, ale Bogiem. Skutki powodują upodobnienie się życia człowieka do życia Jezusa:
-Najprzód, zapomnienie o sobie tak zupełne, jakby ta dusza już nie istniała. Bo, jak już mówiłam, cała jej istność takiego kształtu i kierunku nabrała, że już nie zna siebie, ani już nie myśli dla siebie, ani o niebie, ani o życiu, ani o czci własnej, jeno wszystka jest oddana i poświęcona szerzeniu czci Bożej. (T.VII.3.2)
O sprawach bowiem i pracach zewnętrznych dość powiedzieć to jedno, że nie tylko się od nich nie uchyla, ale owszem, najwięcej cierpi, że to, co uczynić zdoła, w jej oczach jest niczym. Ale cokolwiek może i w czym tylko widzi służbę należną Panu, to z pewnością uczyni i żadna rzecz na świecie od tego jej nie powstrzyma. (T.VII.3.3)
-Drugi skutek, jest to wielkie pragnienie cierpienia, ale nie takie już, jak przedtem, by jej pokój wewnętrzny odbierało. Tak głęboko bowiem tkwi w tej duszy górująca nad wszystkim żądza, by spełniła się w niej wola Boża, iż cokolwiek Boski Majestat zrządzi, to poczytuje za najlepsze. Każe jej Pan cierpieć - i owszem; nie każe - dobrze i tak, nie będzie się już tym udręczała, jak to czyniła dawniej. (T.VII.3.4)
Dusza taka czuje wielką radość wewnętrzną, gdy ją spotka prześladowanie, spokój, z jakim je znosi, o wiele jest głębszy niż w poprzednich mieszkaniach. Żadnego nie ma uczucia nienawiści czy urazy ku tym, którzy jej szkodzą albo szkodzić chcą, przeciwnie, szczególną ogarnia ich miłością,... (T.VII.3.5)
-Widziałyście, jak wielkie utrapienia i cierpienia znosiła ta dusza, aby wreszcie mogła już umrzeć i cieszyć się Panem swoim. A teraz, kiedy osiągnęła to, czego pożądała, tak gorąco pragnie służyć Panu, przyczynić Mu chwały i duszom być pożyteczna, że już nie tylko nie chce umrzeć, ale raczej chciałaby najdłuższe lata żyć w najsroższych cierpieniach, byleby przez nie mogła oddać chwałę Panu, choćby w rzeczy najmniejszej. (T.VII.3.6)
Śmierć bynajmniej nie jest jej straszną, przeciwnie, przedstawia jej się, jak słodkie zachwycenie. A wszystko to nie pochodzi z niej samej, ale od Boskiego Oblubieńca,... (T.VII.3.7)
Dusza czuje się bezpieczna. Nie trapią jej niepokoje i oschłości. Nie przeżywa już udręk, gdyż nie są one już potrzebne do oczyszczenia miłości, która tutaj jest doskonała.
Tym się różni mieszkanie to od poprzednich, że nigdy tu nie ma oschłości, ani wewnętrznych niepokojów, jakim w tamtych dusza chwilami podlegała. Tu cieszy się pokojem prawie nieustannym. Nie tylko nie ma tu już żadnej obawy, by diabeł mógł udawać tę łaskę tak wzniosłą, ale, przeciwnie, bezpieczne ma i niezachwiane przeświadczenie, że jest to łaska od Boga; bo - jak mówiłam - zmysły i władze przyrodzone żadnego w tym nie mają udziału. (T.VII.3.10)
Obcowanie z Bogiem wykracza daleko poza naturę rozumu. Rozum nie jest w stanie ogarnąć tej rzeczywistości. Nigdy dusza nie dotarłaby do Boga opierając się na rozumowaniu i logice. Rozum i logika są początkiem mądrości lecz nie jej szczytem.
Rozum tu nie ma czego działać ani szukać; Pan, który go stworzył, każe mu tu spoczywać i tylko jakby przez małą szczelinę pozwala mu przypatrywać się temu, co się dzieje. Chwilami może traci on z oka ten widok i szczelina jakby się zasuwa, ale są to chwile tylko, bo władze, o ile rzecz rozumiem, nie gubią się tutaj, tylko nie działają, są jakby pogrążone w zdumieniu. (T.VII.3.11)
Dusza w tej siódmej komnacie jest małżonką Pana. Jej miłość jest w pełni świadoma i doskonała na miarę stworzenia i dlatego nie potrzebuje już tych porywów, zachwyceń i ekstaz. Jest w pełni świadoma obecności Pana i to jest jej najwyższym skarbem.
Zadziwia mię tu, że dusza, gdy dojdzie do tego stanu, nie doświadcza już gwałtownych zachwyceń. Zdarzają się one jeszcze niekiedy, ale bez tych porywów i wzlotów ducha, którym dawniej podlegała; a i te bardzo rzadkie przypadki prawie nigdy nie zdarzają się przy świadkach, jak to przedtem zwykle bywało. (T.VII.3.12)
Może być, że Pan ją umocnił, rozszerzył i uczynił zdolną do znoszenia nawału takich wielkich łask; albo też może chciał wówczas, by jawne się stało przed ludźmi to, co w ukryciu działał w tej duszy, mając w tym objawieniu cel boskiej tylko mądrości Jego wiadomy, bo sądy Jego nieskończenie są wyższe nad wszelkie na tej ziemi myśli i domysły nasze. (T.VII.3.12)
Dusza, która doszła do komnaty Pana jest zaprawiona w bojach, jest oczyszczona i poddana próbom, które przeszła zwycięsko. Tutaj nie potrzeba jej już dalej ćwiczyć. Zdarza się jednak, że Pan w pełnym zaufaniu do swojego stworzenia ukrywa się, aby przypomnieć mu jego nędze. Wtedy następuje atak przeciwników. Łaska zwycięstwa nie opuszcza jednak duszy.
Nie sądźcie, siostry, by dusza, złączona z Bogiem przez łaskę małżeństwa duchowego, zawsze w tym samym stopniu doznawała tych wielkich skutków, jakie ta wzniosła łaska przynosi. Opisując je powyżej, przedstawiłam wam zwyczajny stan tej duszy. Lecz niekiedy bywa i tak, że Pan ją pozostawia własnemu jej przyrodzeniu, a wtedy wszystkie gadziny jadowite, ile ich jest w podwalach i w niższych mieszkaniach twierdzy, sprzysięgają się z sobą, aby się pomścić na niej za wszystek czas, w którym dosięgnąć jej nie mogły.
Wprawdzie niedługo to trwa, najczęściej dzień tylko albo mało co dłużej. I właśnie wśród takiej srogiej zawieruchy, zrywającej się zwykle z okazji jakiego niespodzianego zdarzenia, pokazuje się, jaki to zysk dla duszy, że w takim dobrym żyje z Bogiem swoim towarzystwie. Daje jej Pan w takich chwilach wielką stanowczość, aby w niczym nie odstąpiła do służby Jego i nie zachwiała się w dobrych postanowieniach swoich, które większej jeszcze w tej próbie siły nabierają, ani najmniejszym nawet pierwszym poruszeniem z drogi swojej nie zboczyła. Stan ten, jak mówiłam, rzadko się zdarza, ale niekiedy Pan go dopuszcza, najpierw dlatego, bo chce, by dusza nie zapomniała, czym jest sama z siebie. A po wtóre, by zawsze była pokorna i coraz lepiej poznawała, jak wiele jest winna boskiej dobroci Jego i dziękowała Mu za to i coraz większym sercem Go chwaliła. (T.VII.4.1-2)
Doskonałość duszy nie jest doskonałością Bożą, dlatego nie jest wolna od grzechów dopóki żyje w ciele.
Nie przypuszczajcie tej myśli do głowy, by przy wielkiej wysokości jej pragnień, przy takim niezłomnym jej postanowieniu, by nie popełnić za nic w świecie żadnej choćby tylko niedoskonałości, dusza ta jednak nie popełniała ich wiele, a czasem nawet i grzechów. Grzechów nie rozmyślnych, bo takiej duszy Pan dodaje skutecznej pomocy, aby się ustrzegła wszelkiej z rozmysłem obrazy Jego, ale grzechów powszednich. Od śmiertelnych bowiem, świadomych przynajmniej, jest wolną, choć nie jest od nich bezpieczną. (T.VII.4.3)
Jednym z największych cierpień w siódmym mieszkaniu jest nie własna słabość, bo siebie dusza już oddała Panu, ale świadomość upadku innych dusz, które idą na zatracenie. Wiele by oddała dusza, aby inne z tego wyciągnąć. Jest gotowa przyjąć wszelkie udręki, a oddać wszystkie łaski i pociechy, aby zapobiec temu złu.
...cierpi mękę, gdy widzi dusze idące na zatracenie. A choć wielką ma nadzieję, że do nich nie będzie zaliczona, wszakże, gdy wspomni na tyle smutnych przykładów, zapisanych w Piśmie świętym, na nieszczęsny upadek niejednego, który, zdawało się, wielką miał łaskę u Pana, na takiego na przykład Salomona, który tak bliskie miał obcowanie z Boskim Majestatem Jego, nie może, jak mówiłam, nie bać się o siebie. Która by więc z was najwięcej czuła się w sobie bezpieczna, ta niechaj najwięcej się lęka, bo mówi Dawid, że "szczęśliwy mąż, który się boi Pana". (T.VII.4.3)
Łaski służą nie dla pociechy, ale dla wzmocnienia słabości.
Niech sobie żadna nie wyobraża, by łaski miały służyć jedynie dla pociechy dusz, które je otrzymują. (T.VII.4.4)
...te wzniosłe łaski mają na celu wzmocnienie naszej słabości, abyśmy zdolne były, za przykładem Pana, wielkie znosić cierpienia. Widzimy bowiem, że którzy bliżej złączeni z Chrystusem Panem naszym, ci też więcej cierpieli. (T.VII.4.4-5)
Dusza oddana Panu już za nic ma siebie i swój wizerunek. Gardzi sobą i o nic już się nie martwi.
O siostry moje, pomyślcie, jaka musi być wzniosłość uczuć tej duszy, w której Pan w tak niewypowiedziany sposób zamieszka! Jaka obojętność na wszelkie wczasy i spokój własny! Jaka wzgarda czci i honorów świeckich! Jaka wzgarda samej siebie, daleka od wszelkiej najlżejszej chęci pragnienia szacunku i uznania u ludzi! (T.VII.4.6)
Ostatecznym przeznaczeniem duszy jest pełnienie woli Bożej w uczynkach. Tylko uczynki mają moc sprawczą, ponieważ z nich człowiek będzie rozliczany. Modlitwy i słowa są jedynie deklaracją chęci oddania się Panu.
To jest, córki, kres modlitwy; do tego ma służyć i to małżeństwo duchowe, aby z niego rodziły się czyny, i jeszcze raz czyny. (T.VII.4.6)
Chciałam więc tylko powiedzieć, że z samych uczuć, aktów i postanowień czynionych na modlitwie, mały jest pożytek w porównaniu z tym wielkim, jaki dusza odnosi, gdy z aktami i słowami zgadzają się uczynki. Choć nie każda zdoła wykonać od razu wszystko, co sobie postanawia, niech stopniowo zdąża do celu, wciąż na nowo pobudzając ku temu wolę swoją. (T.VII.4.7)
Patrzcie na Ukrzyżowanego, a wszystek trud tej walki wyda się wam lekki. Gdy Boski Majestat Jego takimi zdumiewającymi czynami i mękami miłość nam swoją okazał, wy chciałybyście, by poprzestał na tym, że Mu się odwdzięczycie słowami? Czy wiecie, co to znaczy być prawdziwie duchowym? Znaczy to uczynić siebie niewolnikiem Boga, oddać Bogu tak wszystką wolność swoją, iżby On, naznaczywszy tego swego niewolnika piętnem, to jest swoim krzyżem, mógł sprzedać go i wydać za niewolnika całemu światu, tak jak sam był sprzedany i wydany dla zbawienia świata, iżby niewolnik nie widział w tym żadnej dla siebie krzywdy, ale raczej za niemałą łaskę to sobie poczytywał. (T.VII.4.8)
Uniżenie i pokora o których pisze święta stanowią mocny fundament życia w Bogu. Tym bardziej potrzebny im wyższą budowlę dusza buduje tj. większe dzieła pełni. Czym większe dzieło, tym większa pokora jest potrzebna czyli fundament, który utrzyma tą budowlę. Często zły duch wzbudza pragnienie wielkich dzieł, które bez pokory runą.
Jeśli więc chcecie, siostry, aby dobry był i mocny wasz fundament, starajcie się każda być najmniejszą, niewolnicą wszystkich, pilnie upatrując, jak i czym mogłybyście jedne drugim zrobić przyjemność czy oddać jaką usługę. (T.VII.4.8)
Powiedziałam wam już, że dusze te, o których tu mówię, choć wielkie mają odpocznienie, mają je tylko w swym wnętrzu, i na to je mają, aby tym mniej go miały i tym mniej pragnęły zewnętrznie. (T.VII.4.10)
Zdarza się niekiedy, że duch zły wzbudza w nas wielkie i wspaniałe pragnienia, abyśmy, nimi się uwodząc, zaniechały tego, co byśmy mogły uczynić dla chwały Bożej, pocieszając się tym, żeśmy pragnęły rzeczy wielkich, choć niemożliwych. Otóż choć modlitwą możemy rzeczywiście ogarnąć świat cały, nie sięgajmy jednak tak daleko, ale patrzmy, co możemy dobrego uczynić tym, wśród których żyjemy. (T.VII.4.14)
Ostatecznie więc, siostry moje, na tym kończę, byśmy nie budowały wysokich wież bez fundamentów. Pan nie patrzy na wielkość czynów, tylko na miłość, z jaką je czynimy. Czyńmy wiernie, co możemy, a boska łaskawość Jego sprawi to, byśmy co dzień mogły więcej. Nie ustawajmy w pracy, nie traćmy serca, choć trud się przedłuża. Dopóki trwa to trochę życia - a którego może dla niejednej będzie mniej jeszcze niż się spodziewa - wewnętrznie i zewnętrznie zanośmy Panu taką ofiarę, na jaką nas stać. Pan zaś ją złączy z tą wielką ofiarą, jaką za nas Ojcu swemu zaniósł na krzyżu, aby przez nią ofiara nasza miała przed Nim pełną wartość i zasługę, nie wedle małości uczynku, ale wedle miary dobrej woli i miłości, z jaką Mu się bez podziału oddałyśmy. (T.VII.4.15)
Droga w twierdzy może wydawać się, że jest przeznaczona tylko dla wybranych, dla wielkich świętych. Nie lękajmy się prosić Pana o świętość. Droga ta jest otwarta dla każdego. Dojście do siódmego mieszkania jest czystą łaską Zbawiciela. Prośmy o nią.

ŻYJĘ NIE ŻYJĄC W SOBIE
(Vivo sin vivir en mi)
Śpiew duszy dręczonej tęsknotą za widzeniem Boga.
Św. Jan od Krzyża (Jan de Yepes)

Żyję, nie żyjąc w sobie,
Nadziei skrzydła rozwieram,
Umieram, bo nie umieram!

1. Ja już nie żyję w sobie,
Bez Boga żyć nie mogę!
Bez Niego i bez siebie
Jakąż odnajdę drogę?
Miast życia - tysiąc śmierci! -
W głębie życia się wdzieram,
Umieram, bo nie umieram!

2. To życie, którym żyję,
To zaprzeczenie życia,
To ciągłe umieranie!
Aż pójdę do zdobycia
Ciebie, mój Boże! - Słyszysz?
Ja się życia wypieram,
Umieram, bo nie umieram!

3. Pozbawiony tu Ciebie,
Jakież życie mieć mogę?
Jeno śmierć ustawiczna!
Czuję o siebie trwogę,
Serce w bólu się krwawi,
Więc ku Tobie spozieram!
Umieram, bo nie umieram!

4. Ryba z wody wyjęta,
Co się wśród suszy pławi,
Przynajmniej ma tę pewność,
Że ją śmierć w końcu strawi.
Lecz męce mej cóż zrówna?
Ja bóle wszystkie zbieram!
Umieram, bo nie umieram!

5. Gdy skupiam moje myśli
W Tajemnicy Ołtarza,
Wiedząc, żeś tam jest skryty,
Ma miłość się rozżarza
I jeszcze więcej cierpię!
W sercu tęsknotą wzbieram!
Umieram, bo nie umieram!

6. A gdy się cieszę w duszy,
Że ujrzę Cię tam w niebie,
Boleść moja się zwiększa,
Że mogę stracić Ciebie!
I żyjąc w tej udręce
Nadziei skrzydła rozwieram,
Umieram, bo nie umieram!

7. Wyrwij mnie już z tej śmierci,
Boże mój, i daj życie!
Nie chciej mnie dłużej trzymać
Na tym wygnańczym świecie!
Patrz, jak Ciebie pożądam,
W bólu rany otwieram,
Umieram, bo nie umieram!

8. Lecz będę już tu płakał
I znosił ból istności,
Bo trwa moje wygnanie
Za grzechów moich złości.
Lecz kiedyż ten czas przyjdzie,
Na który duszę otwieram,
Kiedy szczęśliwy zawołam:
Żyję, bo nie umieram!?