wtorek, 22 listopada 2011

Twierdza Wewnętrzna - Mieszkanie Trzecie


„Szczęśliwy mąż, który się boi Pana” (Ps 112,1)
Pewnego razu Teresa weszła do kaplicy i zobaczyła figurkę Chrystusa pokrytego ranami, która bardzo ją poruszyła i wzbudziła w niej falę pobożności. Poczuła ból niewdzięczności za miłość Jezusa zapłaconą tyloma ranami. Prosiła Jezusa aby dał jej siłę, żeby Go więcej nie obrażała. Zrozumiała, że miłość to owoc spotkania Boga w jej sercu a nie efekt jej wysiłków.
Trzecie mieszkanie oznacza początek prawdziwego życia duchowego, według kryteriów duchowych i wymogów łaski. Po ciężkich walkach w pierwszych dwóch mieszkaniach natura poddaje się łasce. Nadnatura zwycięża naturę i narzuca jej nowy program życia, zwłaszcza ćwiczenie się w cnotach chrześcijańskich. Dusza osiągnęła już doskonalszą formę modlitwy myślnej (pierwsza woda z Księgi życia), słyszy głos Boga w postaci głosu sumienia, co ma wielki wpływ na postęp w doskonałości. (T.wstęp)
Dusze, które słyszą głos Pana, pragną całym sercem przylgnąć do Niego. Ich pragnienie walczy z pozostałościami przyjemności światowych. Postępują one więc trochę do przodu trochę do tyłu, czasami zbaczają z drogi Pana. Wpadają w dewocje, to znów oczekują słodyczy duchowych i szukają je w rekolekcjach, książkach, szczególnych modlitwach o uzdrowienie, potem czują, że to nie tędy droga i wracają. W końcu zdają sobie sprawę, że bez łaski Bożej są zbyt słabe aby własną wolą zaprzeć się samego siebie i przyjąć drogę Pana. Jeśli walczą mężnie ze swoimi słabościami, Pan przychodzi im z pomocą i dzięki otrzymanej łasce mogą zwyciężyć własną naturę.
Takich dusz, sądzę, z łaski Bożej wiele jest na świecie; pragną one nie obrazić w niczym Boskiego Majestatu, wystrzegają się nawet grzechów powszednich, spełniają chętnie uczynki pokutne, mają swoje godziny wyznaczone do skupienia się w duchu, czasu dobrze i pożytecznie używają; ćwiczą się w uczynkach miłosiernych względem bliźnich, powściągliwe są w mowie i w ubraniu; domem też, jeśli go mają, pilnie zarządzają. (T.III.1.5)
Często Pan pragnąc uchronić dusze od podszeptów szatana co do ich doskonałości, która bezwiednie może prowadzić do pychy, zabiera wszelkie pociechy duchowe i ukrywa się przed nią. Św. Jan od Krzyża nazywa to bierną nocą zmysłów. Dusza jest pozbawiona gruntu pod stopami. Nie ma oparcia w dotychczasowych modlitwach i wyobrażeniach. Pragnie uchwycić się najmniejszego światła, które dotąd odczuwała, ale ono zgasło. Poznaje dusza wtedy czym jest sama w sobie. Widzi swoją nędze i gdy pogodzi się z tym i odda ją Panu, wtedy dopiero następuje świt. Nowy porządek życia nadprzyrodzonego.
Bóg, chcąc doprowadzić wybranych swoich do jasnego poznania ich nędzy, usuwa od nich do czasu pociechy swoje, niczego więcej nad to nie potrzeba: zbawieni tych pociech, od razu poznajemy, czym sami z siebie jesteśmy. (T.III.2.2)
Jeśli dusza chcąc służyć Panu, opiera się na swoich naturalnych zdolnościach i siłach, wtedy zamiera w miłości, która jest jak morze Martwe. Nie docierają do niej słodkie wody życia – symbol Boskiej miłości. Dlatego karłowacieją, są ostrożne, wyrachowane, zbyt przywiązane do siebie. Nigdy nie zdobędą się na szaleństwo serca, które pragnie zatracenia dla miłości Boga. Lęk przed nieznanym i przed utratą siebie zniewala je. Żyją one utartymi schematami chowając się za oficjalnymi rytuałami. Aby przezwyciężyć lęk, potrzeba daru odwagi i męstwa.
W umartwieniach i pokutach swoich, dusze, o których mówię, są tak opanowane, jak i w całym życiu swoim. Bardzo są przywiązane do życia, chcąc nim służyć Panu, w czym pewno nie masz nic złego, i skutkiem tego są bardzo ostrożne w umartwieniach, by im snadź nie zaszkodziły na zdrowiu. Nie zabiją się one surowościami, możemy być o to spokojne, bo rozum mają rozważny i chłodny, a miłości takiej, która by je wyżej uniosła nad rozum, nie ma w nich. (T.III.2.7)
Z powodu tego wyrachowania, jakim kierujemy się w służbie Bożej, wszystko nam się staje zawadą, bo wszystkiego się boimy. Stąd nie śmiemy postąpić naprzód, jak gdyby nas miano zanieść do owych mieszkań, podczas gdy inni muszą tam mozolnie podróżować. Że jednak tak nie jest, więc dla miłości Pana, zdobywajmy się, siostry moje, na odwagę! Roztropność i obawy nasze zostawmy na boku, nie zważajmy tak bardzo na słabość naszą, bo to jest wielką przeszkodą. (T.III.2.8)
Wielką cnotą, której zły duch boi się jak ognia jest pokora. Ona to ustawia nas na właściwym miejscu. Jest prawdą o nas samych. Nie jest nią poniżanie się czy też specjalne dyskredytowanie, aby inni nas tym bardziej chwalili. Byłaby to fałszywa pokora. Jest nią raczej bycie sobą w każdej sytuacji, czy to przy obieraniu ziemniaków, czy przy modlitwie, czy przy kierownictwie duchowym. Bycie zawsze sobą w świetle wielkości Boga to jest prawdziwa pokora.
Co do nas, miejmy zawsze to o sobie przekonanie, żeśmy jeszcze mało drogi uszły, a o siostrach przeciwnie, że bardzo szybkie i wielkie robią postępy i nie tylko pragnijmy tego, ale i starajmy się o to, by nas każdą uważano za najgorszą ze wszystkich. (T.III.2.8)
Przy takiej pokorze, stan duszy w tym trzecim mieszkaniu zostającej jest doskonały, bez niej pozostanie ta dusza całe życie na tymże miejscu, niezliczone przy tym cierpiąc udręczenia i nędze. Tym samym, że nie umiemy się wyrzec siebie, sami sobie czynimy drogę uciążliwą i trudną, wszędzie nosząc z sobą ciężkie brzemię własnej nędzy swojej; gdy przeciwnie ci, co mężnie zwyciężyli samych siebie, swobodnie i lekko wstępują ku mieszkaniom wyższym. (T.III.2.9)
Posłuszeństwo jest jedną z głównych cnót, które występują w ślubach wszystkich zakonów i zgromadzeń. Bez niej, można zapomnieć o dalszej podróży duchowej i o samym Bogu. Pierwszy sprzeciw wobec planów Bożych był dziełem istot anielskich, kolejnym - grzech pierwszych rodziców. Za każdym razem, gdy brak jest posłuszeństwa, następuje podział we wspólnotach. Jest to droga ku zatraceniu. Cnota posłuszeństwa otrzymuje swą doskonałą formę w połączeniu z pokorą. Często się zdarza, że przychodzi nam być posłusznym i wykonać wolę przełożonego, który nie rozumie naszej sytuacji lub też gdy jego intencje wydają się niewłaściwe. Jakkolwiek mielibyśmy rację, posłuszeństwo w pokorze wypali wszelkie niedoskonałości naszego ego. Ileż to razy św. Ojciec Pio był poniżany, niezrozumiany i niesłusznie posądzany przez przełożonych? Mimo że często to on miał rację, pokornie poddawał się posłuszeństwu i ta droga do Boga była najpewniejszą. W posłuszeństwie dla przełożonych jesteśmy w jedności z Bogiem i wtedy szatan nie ma do nas dostępu.
Dusza, która już weszła do trzeciego mieszkania (...), wielki, zdaniem moim, odniesie pożytek, gdy przyłoży się, ile zdoła, do ćwiczenia się w ochotnym i skorym posłuszeństwie. Chociażby nie była osobą zakonną, wielki zawsze będzie miała zysk z tego, jeśli (...) upatrzy i obierze sobie przewodnika, i podda się pod kierunek jego, aby już w niczym nie rządziła się wolą własną, która najczęściej bywa źródłem duchowych szkód naszych. (T.III.2.12)
Niezmierny to więc, powtarzam, zysk dla duszy, gdy zostaje pod kierunkiem takiego przewodnika, wiem o tym z własnego doświadczenia mego. Niech również te dusze, jakkolwiek by mocne miały postanowienie nigdy w niczym nie obrazić Boga, nie wdają się w okazję do grzechu, gdyż będąc jeszcze zbyt blisko pierwszego mieszkania, łatwo mogłyby znowu wrócić do niego. Postanowienie i męstwo ich jeszcze nie stoi oparte na mocnym gruncie jak u tych, którzy już są wyćwiczeni w cierpieniu i już znają nawałności tego świata, i nie lękają się już ani gróźb tego świata, ani pociech jego nie pragną. (T.III.2.12)
A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. (Hbr 5,8)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz