„...ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują.” (1Kor 2,9)
Czwarte mieszkanie: trwa nadal walka duchowa, ale jawią się pierwsze interwencje Boga, budzą się nowe siły, jawią się nowe racje i nowe formy życia razem ze szczególnym skupieniem. Mieszkanie to oznacza początek modlitwy nadprzyrodzonej, czyli kontemplacji wlanej, tzw. modlitwy mistycznej odpocznienia. Dusza żyje aktami cnót: wiary, nadziei i miłości. Jest to jednak mieszkanie modlitwy mieszanej, przyrodzonej i nadprzyrodzonej. (T.wstęp)
Święta dostrzega, że życie Boga w duszy to odrębna rzeczywistość. Przeżywa je w sercu. Nie musi już używać inteligencji i wyobraźni aby odczuwać obecność Boga. Jest jej to dane w głębi serca. Pojawia się przyjemność płynąca z modlitwy, radość serca, pragnienie osobistego kontaktu z Bogiem. Dusza coraz bardziej jest porywana przez Boga do życia nadprzyrodzonego.
Czwarte to mieszkanie, tym samym, że więcej już jest zbliżone do miejsca, gdzie przebywa Król, pięknością i ozdobnością swoją przewyższa wszelkie poprzednie. Są tam dla oka i dla umysłu rzeczy tak wytworne i tak wysokie, że rozum daremnie się sili na objaśnienie ich i cokolwiek by o nich powiedział, nigdy nie zdoła znaleźć wyrazów tak odpowiednich... (T.IV.1.2)
Tutaj zaczyna dusza odczuwać piękno, które ją otacza w twierdzy, tak wzniosłe i nieopisane, że ten który tam nie dotarł nie pojmie tego rozumem. Bóg nawiedza duszę w kontemplacji i prowadzi ją w modlitwie odpocznienia. Nie ma ziemskiej radości i szczęścia, które by nawet mogły się zbliżyć swoim pięknem do tych łask. Tu dusza łączy się z Bytem pierwotnym – Bogiem – który jest jedynym Istnieniem, a ona jako ta, która trwa tylko Jego trwaniem, odnajduje swe źródło. Jak dogasający płomień drewna, który samotnie niknie z każdą chwilą, gdy znajdzie się na powrót w centrum ogniska, znów się rozpala, bo znalazł swe źródło.
Do tego czwartego mieszkania zwierzęta owe jadowite, o których mówiłam, rzadko już kiedy się wciskają, a choćby się i wcisnęły, nie czynią już szkody, ale raczej przynoszą pożytek. Owszem daleko lepiej, zdaniem moim, gdy się wcisną i duszy w tym stanie modlitwy wojnę wydają; inaczej bowiem mógłby ją szatan oszukać, zwyczajne pociechy podając jej za smaki nadprzyrodzone, jakich Bóg sam użycza, i mógłby jej tym sposobem o wiele większą szkodę wyrządzić, niżby jej zaszkodziły pokusy; a przynajmniej mógłby pozbawić ją zysków duchowych, oddalając od niej to, co miało jej być na zasługę i trzymając ją w stanie naturalnego uniesienia. (T.IV.1.3)
Zdarza się, że szatan widząc odwagę duszy w walce z jadowitymi gadami, które są pokusami przyjemności ziemskich, odstępuje od ataku, zmienia taktykę i jawi się w pociechach duchowych. Dusza, która nie szuka tych przyjemności, staje się odporna na to zwodzenie. Ataki często zmieniają się z duchowych w cielesne tak jakby szatan szukał wyłomu w twierdzy. Gdy znajdzie małą szczelinę, wciska się niczym wąż. Dusza zatracona w pociechach duchowych, lepiej żeby upadła cieleśnie ukąszona przez jadowite zwierzę, niżby miała być zwiedziona przez smaki i pociechy złego ducha. Gdy upadnie w ten sposób, zrozumie jaką nędzą w istocie jest bez łaski. Gdy zostanie natomiast zwiedziona, urasta w pychę i w łakomstwo duchowe, którego nigdy nie ma końca.
Otóż zdaje mi się, że jak te pociechy, które nam sprawia jakaś pomyślność ziemska, niewątpliwie są czysto naturalne, tak również naturalne są i te pociechy, których doznajemy z rzeczy Bożych, choć te ostatnie są szlachetniejsze, lecz i w tamtych nie było nic złego; poczynają się one z nas samych, a kończą się w Bogu. Smaki zaś nadprzyrodzone poczynają się z Boga, a my je odczuwamy i cieszymy się więcej jeszcze niż tamtymi. (T.IV.1.4)
Pociechy, o których mówię, nie rozszerzają serca, raczej je zwykle poniekąd ściskają, choć dusza zawsze ma przy tym to zadowolenie wewnętrzne, że czuje, iż wszystko to czyni dla Boga. Płyną zatem obfite łzy, które zdaje się w pewnej mierze źródło swoje mają w namiętności. (T.IV.1.5)
Tak więc pociechy same w sobie nie są złe. Bóg udziela ich ze swojej dobroci i miłości widząc starania duszy w jej drodze ku Niemu. Należy je przyjąć z wdzięcznością i dziękować Bogu, ale też nie szukać ich. Tak jak robotnik przy żniwach, gdy jest mocno utrudzony, z wdzięcznością przyjmie dzbanek wody od bliźniego, podziękuje i ochoczo przystąpi do dalszej pracy, tak ten sam robotnik zostanie zwiedziony i porzuci pracę, gdy skosztując wody, pożądając więcej ochłody i orzeźwienia, zacznie szukać jej po okolicach.
...jeśli chcemy znaczny uczynić postęp na tej drodze i dojść do tych mieszkań, do których tęsknimy, nie o to nam chodzić powinno, byśmy dużo rozmyślały, jeno o to, byśmy dużo miłowały, a zatem i to głównie czynić, i do tego przykładać się powinnyśmy, co skuteczniej pobudza nas do miłości. (T.IV.1.7)
Otóż wiedzmy, że nie ta dusza więcej miłuje, która większych doznaje smaków i słodkości, ale ta, która mocniejsze ma postanowienie i usilniejsze pragnienie we wszystkim podobać się Bogu i pilniej się stara o to, by w niczym Go nie obrazić... (T.IV.1.7)
„Jeżeli chcesz być doskonały, sprzedaj swą wolę, daj ją ubogim duchem i idź za Chrystusem w łagodności i pokorze aż na Kalwarię i do grobu.” (Słowa światła i miłości - św. Jan od Krzyża)
Pomyślmy - szczytem miłości Jezusa, nie była góra Tabor ani żadne inne miejsce, a tylko góra Kalwaria. Tam wypełniła się doskonała miłość w cierpieniu i śmierci. Kto pokłada nadzieję na rozwój duchowy w słodyczach, sam wystawia się na działanie złego ducha, jest bowiem jak człowiek szukający siebie, miłości własnej, a to pociąga za sobą egoizm i pychę. Miłość natomiast szuka Boga a przez Niego drugiego człowieka, nie zważa na cierpienia ani na trudności. Miłość jest jak promienie Słońca padające na dobrych i złych. Miłość nie wybiera, bo jest bezinteresowna. Miłość nie osądza, ponieważ osąd byłby wartościowaniem tego za którego została wylana bezcenna krew Jezusa.
Różne bywają stopnie i różna siła tych naprzykrzonych roztargnień, według różnego stanu zdrowia i różnych okresów czasu. Niech cierpi biedna dusza, bo choć tu nie jest winna, inne przecie mamy winy, za które słuszna, byśmy cierpieli i na cierpliwość się zdobywali. (T.IV.1.14)
Ale potrzeba także i Bóg sam tego żąda, byśmy używały odpowiednich środków do oświecenia się i zrozumienia, co wyprawia w nas niespokojna wyobraźnia i przyrodzona ułomność, i byśmy tego, co nam diabeł podsuwa nie kładły na karb duszy, jakoby to było z jej winy. (T.IV.1.14)
Trwanie na modlitwie w stanie oschłości duchowej jest prawdziwą walką duchową. Jest ona dużo milsza Bogu niż trwanie duszy w słodkościach, ponieważ w walce dusza postępuje na swej drodze doskonałości, w walce odkrywa się jej wola i determinacja w trwaniu i dążeniu ku Bogu. Należy jednak wystrzegać się sytuacji w której brak jest rozeznania. Kierownik duchowy jest tu nieodzowny. Nie może dusza sama stawać do walki, bo nie zawsze wie z czym ma do czynienia. Nie wie wtedy czy to cierpienie w które popada jest miłe Bogu. Może się niesłusznie obwiniać działaniem złego, który wznieca myśli i wyobrażenia siejące zamęt i odciągające od Boga.
„Zaiste, podobnie jak ulewa i śnieg spadają z nieba i tam nie powracają, dopóki nie nawodnią ziemi, nie użyźnią jej i nie zapewnią urodzaju, tak iż wydaje nasienie dla siewcy i chleb dla jedzącego, tak słowo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do Mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa.” (Iz 55,10-11)
Woda płynąca za pomocą wodociągów są to, wedle rozumienia mego, te "pociechy" na rozmyślaniu powstające, których nabywamy przez rozważanie rzeczy stworzonych i przez pracę umysłu naszego, za czym woda ona, jeśli wreszcie, jak mówiłam, spłynie na duszę i sprawi w niej jaki pożytek, spływa z szumem, bo ostatecznie my sami własnym staraniem naszym ją sprowadzamy. (T.IV.2.3)
Tamta druga woda przeciwnie, tryska do duszy z samegoż zdroju, którym jest Bóg. Stąd to, gdy spodoba się boskiej dobroci Jego użyczyć nam tej łaski nadprzyrodzonej, działanie Jego sprawuje w nas te smaki z niewypowiedzianym pokojem, cichością i słodkością, które przenikają aż do dna istności naszej. (T.IV.2.4)
Podobnie jest z ogrodnikiem uprawiającym swój ogród. Ile musi się natrudzić, aby nawodnić cały teren, a efekt tych wysiłków jest umiarkowany. Przychodzi jednak czas, gdy trud jego zostanie nagrodzony. Łaska spłynie na duszę niczym deszcz na ogród, a owoce tej łaski będą doskonałe. Niech się dusza nie niepokoi brakiem łaski. Musi przetrwać czas posuchy, musi nawadniać usilnie rośliny, aby nie uschły. A gdy utrzyma je przy życiu, wcześniej czy później przyjdzie czas deszczu i ich rozkwitu.
Najlepszym sposobem otrzymania łask i pociech Bożych jest w ogóle się o nie nie starać. Po pierwsze dlatego, że dar ten jest wynikiem czystej i bezinteresownej miłości Boga. Po drugie, ten kto prosi zawsze będzie miał za mało pokory, ponieważ nie jest w stanie przysłużyć się Bogu swoimi nędznymi posługami. Po trzecie przysposobienie do otrzymania takiej łaski ma ten, który pamięta, że jest grzesznikiem i pragnie dla miłości Pana nie używać smaków ale naśladować Go i cierpieć. Po czwarte, Bóg nie zobowiązał się udzielać nam tych łask nadzwyczajnych, tak jak w swojej nieskończonej dobroci zobowiązał się dać nam chwałę wieczną, jeśli zachowamy Jego przykazania. Łaski te nie są konieczne do zbawienia, a On najlepiej wie czego nam potrzeba. Po piąte, starania nasze są daremne, bo łaski te nigdy nie popłyną tak jak woda płynie wodociągiem. Innymi słowy nasze rozmyślania, wysiłki i łzy są daremne, bo Bóg sam rozdziela, komu chce, i daje je częstokroć w chwili, kiedy dusza najmniej się tego spodziewa.
Starania o łaski, są jak ciągłe wypatrywanie chmur lub też sprawdzanie prognozy pogody, podczas gdy nie przynoszą one żadnych efektów, tylko odciągają od pracy – ręcznego nawadniania. Mogą wręcz tak odciągnąć duszę, że jej ogród uschnie.
Najlepsza więc, zdaniem moim, rada dla duszy, którą spodoba się Panu podnieść do tego mieszkania jest ta, ażeby bez gwałtu i zgiełku wewnętrznego starała się powściągać działanie rozumu, ale niech się nie kusi wstrzymać je zupełnie, bo owszem dobrze jest, by i on działał tu w mierze właściwej, by pomniał, że jest w obecności Boga i zważał, kto jest Ten, przed którym dano mu stawać. (T.IV.3.7)
W traktacie o modlitwie mówi Św. Piotr Z Alkantary: „Gdy człowiek za pomocą rozmyślania i pracy umysłowej doszedł do uspokojenia i smaku kontemplacji, winien zaprzestać tej pracy, a trwać w prostym wejrzeniu i myśli przed Bogiem... jeśli miłość jest już rozbudzona, nie trzeba myśli i podniet płynących z rozmyślania, gdyż wtedy nie byłyby one pomocą, ale przeszkodą”. (ósma przestroga - Św. Piotr Z Alkantary)
Trzymając się porównania duszy do ogrodu, ogrodnik czyli rozum, powinien zaprzestać wszelkiej aktywności na rzecz nawadniania, jeśli widzi, że łaski zaczęły same spływać. Powinien być jedynie świadomy tego co się dzieje. Jakże śmieszny byłby widok ogrodnika biegającego z konewką i jakże bezowocna jego praca podlewania roślin w sytuacji padającego deszczu.
Otóż bywa nieraz tak, że podobne osoby, czy to skutkiem zbytnich umartwień, czuwań i modlitw, czy też wprost skutkiem słabej swej kompleksji, za każdą, jaką w sobie uczują, pociechą duchową doznają zarazem zniemożenia na ciele. Wewnątrz więc mają zadowolenie, zewnątrz opadanie na siłach. Jeżeli to jest tak zwany sen duchowy, a jest to coś wychodzącego nieco dalej poza to, o czym tu mówię, to nic złego. One jednak, biorąc jedno za drugie, wyobrażają sobie, że to czysto fizyczne osłabienie jest także objawem duchowym i poddając się jemu, wpadają w rodzaj upojenia, a że to upojenie, skutkiem wzmagającego się coraz bardziej poddawania się i słabnięcia natury, coraz wyżej się potęguje, więc gdy dojdzie do pewnego stopnia, zdaje się im, że mają zachwycenie. (T.IV.3.12)
Kiedy taka rzecz prawdziwie pochodzi od Boga, wtedy, zważmy to dobrze, choć będzie omdlewanie wewnątrz i zewnątrz, dusza przecież nie mdleje, owszem, żywo czuje szczęście swoje i niewypowiedzianą ma radość, widząc siebie tak blisko przy Bogu; nigdy też ten stan nie trwa tak długo, ale po krótkiej chwili przemija. Może wprawdzie to upojenie w ciągu tejże modlitwy się powtarzać, ale nigdy ono nie dochodzi do tego stopnia, by zdrowie i siły ciała od niego niszczały, ani nie sprawuje w nim nigdy bólu zewnętrznego. (T.IV.3.13)
Święta przestrzega tu przed różnymi stanami duszy, które wpływają również na ciało. Chodzi tu o różne omdlenia przy modlitwie. Jeśli dusza czuje radość i pokój, odczuwa obecność Boga a ciało ogarnia spoczynek, jest to działanie łaski Bożej. Spoczynek ten nie przeciąga się zbyt długo a i ciało nie czuje bólu. Kiedy dzieje się inaczej, osoba ta powinna porozmawiać z kierownikiem duchowym.
Zdarzają się wreszcie - jak i sama takie znałam - głowy tak słabe i tak bujnej fantazji, że cokolwiek im na myśl przyjdzie, to zaraz biorą za rzeczywistość i zdaje im się, że widzą to na oczy. Jest to stan bardzo niebezpieczny, ale na teraz o nim nie mówię, może powiem później. Długo i szeroko zastanawiałam się nad tym czwartym mieszkaniem, bo do niego, jak sądzę, najwięcej dusz wchodzi; a przy tym stykają się tu rzeczy przyrodzone z nadprzyrodzonymi, łatwiej tu więc diabeł zwodzić i szkodzić może niż w dalszych mieszkaniach, o których jeszcze mówić będę, a do których trudniejszy ma przystęp dzięki większej bliskości Pana, który niech będzie błogosławiony na wieki, amen. (T.IV.3.14)
Czwarte mieszkanie jest na pograniczu natury i łaski. Mieszają się tu naturalne modlitwy duszy z łaskami nadprzyrodzonymi. Również zagrożenia jakie stąd płyną są dwojakiego rodzaju: kuszenie duszy pokusami jakie nawiedzały ją w niższych mieszkaniach oraz zwodzenia pociechami duchowymi. Dusza tu zaczyna odczuwać wzniosłość świata duchowego i o ile wytrzyma napór ego do szukania w tym przyjemności, Bóg pociągnie ją do wyższych mieszkań. W tym mieszkaniu niezbędny jest kierownik duchowy, który przeszedł podobną drogę. Bez tego dusza będzie błądziła, postępowała ale i cofała się. Mimo to dla Boga widzącego czyste serce człowiecze, nie ma barier w udzielaniu się duszy.
środa, 30 listopada 2011
niedziela, 27 listopada 2011
Gdzie jest sprawiedliwość?
Gdzie jest sprawiedliwość? Pytają wierni, gdy widzą grzesznika, ateistę lub letniego chrześcijanina nawracającego się pod koniec życia. Sytuacja jak z „Przypowieści o robotnikach w winnicy” (Mt 20,1-16) lub o „Synu marnotrawnym” (Łk 15,11-32). Faktycznie nawet dosyć gorliwy wierny może ulec świętemu oburzeniu, gdy przez pół życia borykał się ze złośliwym sąsiadem, szefem wyzyskiwaczem lub dyskusyjnym kołem plotkarskim. Gdy widział jak im się powodzi kosztem bliźniego. A tu człowiek starał się być uczciwy i robił z siebie frajera dającego się wyzyskiwać i oczerniać. I teraz oto grzesznik, który sobie poużywał życia na koniec się nawrócił żeby go kara ominęła. No szlag by to trafił! Nie ma sprawiedliwości ani na tym ani na tamtym świecie.
Jaki ubaw musi mieć Stworzyciel, gdy przygląda się takiej postawie człowieka. Zmieńmy teraz perspektywę z ludzkiej na Boską. Czym jest największe szczęście człowieka? Być w jedności z Bogiem. Czuć Jego gorącą miłość, którą zmaterializował Jezus na krzyżu. Z tej perspektywy owszem jest niesprawiedliwość, ale odwrotna. Nawrócony pod koniec życia grzesznik, jeśli autentycznie się nawrócił, bardzo żałuje i zazdrości życia świętym ludziom, którzy przeżyli życie w ucisku ale w jedności z Jezusem. Prawdziwi chrześcijanie natomiast mają dla grzesznika wielkie współczucie, że dopiero tak późno mógł on zaznać owoców miłosierdzia i radości z życia w Bogu. Tak więc wszystko zależy od perspektywy. Radość z życia to bliskość Pana a nie używanie życia jak dusza zapragnie, ale do tego potrzebne jest prawdziwe nawrócenie, a nie zmuszanie się do uczciwości a jednocześnie zazdrość bogatym i wkurzanie się na ich nawrócenie.
Właściwie to nie istotne jest te kilkadziesiąt lat w perspektywie wieczności. Niech się nie smucą grzesznicy ani wierzący niech im nie współczują późnego nawrócenia. Życie dopiero się zaczyna!
wtorek, 22 listopada 2011
Twierdza Wewnętrzna - Mieszkanie Trzecie
„Szczęśliwy mąż, który się boi Pana” (Ps 112,1)
Pewnego razu Teresa weszła do kaplicy i zobaczyła figurkę Chrystusa pokrytego ranami, która bardzo ją poruszyła i wzbudziła w niej falę pobożności. Poczuła ból niewdzięczności za miłość Jezusa zapłaconą tyloma ranami. Prosiła Jezusa aby dał jej siłę, żeby Go więcej nie obrażała. Zrozumiała, że miłość to owoc spotkania Boga w jej sercu a nie efekt jej wysiłków.
Trzecie mieszkanie oznacza początek prawdziwego życia duchowego, według kryteriów duchowych i wymogów łaski. Po ciężkich walkach w pierwszych dwóch mieszkaniach natura poddaje się łasce. Nadnatura zwycięża naturę i narzuca jej nowy program życia, zwłaszcza ćwiczenie się w cnotach chrześcijańskich. Dusza osiągnęła już doskonalszą formę modlitwy myślnej (pierwsza woda z Księgi życia), słyszy głos Boga w postaci głosu sumienia, co ma wielki wpływ na postęp w doskonałości. (T.wstęp)
Dusze, które słyszą głos Pana, pragną całym sercem przylgnąć do Niego. Ich pragnienie walczy z pozostałościami przyjemności światowych. Postępują one więc trochę do przodu trochę do tyłu, czasami zbaczają z drogi Pana. Wpadają w dewocje, to znów oczekują słodyczy duchowych i szukają je w rekolekcjach, książkach, szczególnych modlitwach o uzdrowienie, potem czują, że to nie tędy droga i wracają. W końcu zdają sobie sprawę, że bez łaski Bożej są zbyt słabe aby własną wolą zaprzeć się samego siebie i przyjąć drogę Pana. Jeśli walczą mężnie ze swoimi słabościami, Pan przychodzi im z pomocą i dzięki otrzymanej łasce mogą zwyciężyć własną naturę.
Takich dusz, sądzę, z łaski Bożej wiele jest na świecie; pragną one nie obrazić w niczym Boskiego Majestatu, wystrzegają się nawet grzechów powszednich, spełniają chętnie uczynki pokutne, mają swoje godziny wyznaczone do skupienia się w duchu, czasu dobrze i pożytecznie używają; ćwiczą się w uczynkach miłosiernych względem bliźnich, powściągliwe są w mowie i w ubraniu; domem też, jeśli go mają, pilnie zarządzają. (T.III.1.5)
Często Pan pragnąc uchronić dusze od podszeptów szatana co do ich doskonałości, która bezwiednie może prowadzić do pychy, zabiera wszelkie pociechy duchowe i ukrywa się przed nią. Św. Jan od Krzyża nazywa to bierną nocą zmysłów. Dusza jest pozbawiona gruntu pod stopami. Nie ma oparcia w dotychczasowych modlitwach i wyobrażeniach. Pragnie uchwycić się najmniejszego światła, które dotąd odczuwała, ale ono zgasło. Poznaje dusza wtedy czym jest sama w sobie. Widzi swoją nędze i gdy pogodzi się z tym i odda ją Panu, wtedy dopiero następuje świt. Nowy porządek życia nadprzyrodzonego.
Bóg, chcąc doprowadzić wybranych swoich do jasnego poznania ich nędzy, usuwa od nich do czasu pociechy swoje, niczego więcej nad to nie potrzeba: zbawieni tych pociech, od razu poznajemy, czym sami z siebie jesteśmy. (T.III.2.2)
Jeśli dusza chcąc służyć Panu, opiera się na swoich naturalnych zdolnościach i siłach, wtedy zamiera w miłości, która jest jak morze Martwe. Nie docierają do niej słodkie wody życia – symbol Boskiej miłości. Dlatego karłowacieją, są ostrożne, wyrachowane, zbyt przywiązane do siebie. Nigdy nie zdobędą się na szaleństwo serca, które pragnie zatracenia dla miłości Boga. Lęk przed nieznanym i przed utratą siebie zniewala je. Żyją one utartymi schematami chowając się za oficjalnymi rytuałami. Aby przezwyciężyć lęk, potrzeba daru odwagi i męstwa.
W umartwieniach i pokutach swoich, dusze, o których mówię, są tak opanowane, jak i w całym życiu swoim. Bardzo są przywiązane do życia, chcąc nim służyć Panu, w czym pewno nie masz nic złego, i skutkiem tego są bardzo ostrożne w umartwieniach, by im snadź nie zaszkodziły na zdrowiu. Nie zabiją się one surowościami, możemy być o to spokojne, bo rozum mają rozważny i chłodny, a miłości takiej, która by je wyżej uniosła nad rozum, nie ma w nich. (T.III.2.7)
Z powodu tego wyrachowania, jakim kierujemy się w służbie Bożej, wszystko nam się staje zawadą, bo wszystkiego się boimy. Stąd nie śmiemy postąpić naprzód, jak gdyby nas miano zanieść do owych mieszkań, podczas gdy inni muszą tam mozolnie podróżować. Że jednak tak nie jest, więc dla miłości Pana, zdobywajmy się, siostry moje, na odwagę! Roztropność i obawy nasze zostawmy na boku, nie zważajmy tak bardzo na słabość naszą, bo to jest wielką przeszkodą. (T.III.2.8)
Wielką cnotą, której zły duch boi się jak ognia jest pokora. Ona to ustawia nas na właściwym miejscu. Jest prawdą o nas samych. Nie jest nią poniżanie się czy też specjalne dyskredytowanie, aby inni nas tym bardziej chwalili. Byłaby to fałszywa pokora. Jest nią raczej bycie sobą w każdej sytuacji, czy to przy obieraniu ziemniaków, czy przy modlitwie, czy przy kierownictwie duchowym. Bycie zawsze sobą w świetle wielkości Boga to jest prawdziwa pokora.
Co do nas, miejmy zawsze to o sobie przekonanie, żeśmy jeszcze mało drogi uszły, a o siostrach przeciwnie, że bardzo szybkie i wielkie robią postępy i nie tylko pragnijmy tego, ale i starajmy się o to, by nas każdą uważano za najgorszą ze wszystkich. (T.III.2.8)
Przy takiej pokorze, stan duszy w tym trzecim mieszkaniu zostającej jest doskonały, bez niej pozostanie ta dusza całe życie na tymże miejscu, niezliczone przy tym cierpiąc udręczenia i nędze. Tym samym, że nie umiemy się wyrzec siebie, sami sobie czynimy drogę uciążliwą i trudną, wszędzie nosząc z sobą ciężkie brzemię własnej nędzy swojej; gdy przeciwnie ci, co mężnie zwyciężyli samych siebie, swobodnie i lekko wstępują ku mieszkaniom wyższym. (T.III.2.9)
Posłuszeństwo jest jedną z głównych cnót, które występują w ślubach wszystkich zakonów i zgromadzeń. Bez niej, można zapomnieć o dalszej podróży duchowej i o samym Bogu. Pierwszy sprzeciw wobec planów Bożych był dziełem istot anielskich, kolejnym - grzech pierwszych rodziców. Za każdym razem, gdy brak jest posłuszeństwa, następuje podział we wspólnotach. Jest to droga ku zatraceniu. Cnota posłuszeństwa otrzymuje swą doskonałą formę w połączeniu z pokorą. Często się zdarza, że przychodzi nam być posłusznym i wykonać wolę przełożonego, który nie rozumie naszej sytuacji lub też gdy jego intencje wydają się niewłaściwe. Jakkolwiek mielibyśmy rację, posłuszeństwo w pokorze wypali wszelkie niedoskonałości naszego ego. Ileż to razy św. Ojciec Pio był poniżany, niezrozumiany i niesłusznie posądzany przez przełożonych? Mimo że często to on miał rację, pokornie poddawał się posłuszeństwu i ta droga do Boga była najpewniejszą. W posłuszeństwie dla przełożonych jesteśmy w jedności z Bogiem i wtedy szatan nie ma do nas dostępu.
Dusza, która już weszła do trzeciego mieszkania (...), wielki, zdaniem moim, odniesie pożytek, gdy przyłoży się, ile zdoła, do ćwiczenia się w ochotnym i skorym posłuszeństwie. Chociażby nie była osobą zakonną, wielki zawsze będzie miała zysk z tego, jeśli (...) upatrzy i obierze sobie przewodnika, i podda się pod kierunek jego, aby już w niczym nie rządziła się wolą własną, która najczęściej bywa źródłem duchowych szkód naszych. (T.III.2.12)
Niezmierny to więc, powtarzam, zysk dla duszy, gdy zostaje pod kierunkiem takiego przewodnika, wiem o tym z własnego doświadczenia mego. Niech również te dusze, jakkolwiek by mocne miały postanowienie nigdy w niczym nie obrazić Boga, nie wdają się w okazję do grzechu, gdyż będąc jeszcze zbyt blisko pierwszego mieszkania, łatwo mogłyby znowu wrócić do niego. Postanowienie i męstwo ich jeszcze nie stoi oparte na mocnym gruncie jak u tych, którzy już są wyćwiczeni w cierpieniu i już znają nawałności tego świata, i nie lękają się już ani gróźb tego świata, ani pociech jego nie pragną. (T.III.2.12)
A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. (Hbr 5,8)
piątek, 18 listopada 2011
Twierdza Wewnętrzna - Mieszkanie Drugie
„Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie.” (Mt 6,24)
„Musi więc koniecznie każdy, kto chce dostać się do mieszkania drugiego, starać się, według stanu swego, oswobodzić się od trosk i zajęć niepotrzebnych. Jest to warunek tak nieodzowny, że kto nie przyłoży się mocno do tej pracy, ten według mojego przekonania, nie dojdzie do mieszkania głównego; nawet trudno, by i w tym pierwszym ostał się bezpiecznie.” (T.I.2.14)
„Drugie mieszkanie: pierwsze kroki w życiu duchowym, pierwsze uświadomienie sobie niebezpiecznego stanu, w jakim się toczy życie w walce z instynktami i namiętnościami, głęboko tkwiącymi jeszcze w naturze duchowej i cielesnej, z pokusami idącymi od świata, ciała i szatana. Dusza zaczyna modlitwę myślną w znaczeniu terezjańskim, tj. rozmowę z Bogiem, nie słyszy jednak głosu Boga, ponieważ namiętności tłumią ten głos. Dusza w dalszym ciągu musi walczyć z nawałem pokus i złych głosów, by usłyszeć głos Boga. Modlitwa myślna, chociaż jeszcze niedoskonała, wywiera jednak wpływ na postęp w doskonałości.” (T.wstęp)
Dusza, która weszła do pierwszego mieszkania twierdzy jest głuchoniema. Nie słyszy Bożych wezwań a więc i nie może na nie odpowiedzieć. Jest zagłuszona życiem zmysłowym, tysiącem impulsów z zewnątrz. Wchodząc do drugiego mieszkania, uwalnia się częściowo od tych jadowitych jaszczurek pożądań i słabości a poczyna słyszeć słabo głos Boży. Jest jednak nadal niema, bo nie wie jak odpowiedzieć na ten głos i cierpi z tego powodu. Pisze o tym święta:
„Dusze te z pewnego względu więcej mają trudu, niż tamte pierwsze, choć o tyle mniejsze grozi im niebezpieczeństwo, że już je rozumieją, za czym i można ufać, że postąpią dalej do wnętrza. Więcej, mówię, mają trudu, bo pierwsi podobni są do głuchoniemych, którzy tym samym, że nie słyszą, łatwiej znoszą i to drugie kalectwo swoje, że mają odjętą mowę; ci zaś są jako niemi tylko, którzy słuchają, a stąd wiele ciężej im dolega, że mówić nie mogą.Tak więc i dusze, o których mówię obecnie, słyszą już głos wezwań Pańskich, bo postąpiwszy już dalej ku wnętrzu, w bliższym już zostają sąsiedztwie z miejscem, kędy Pan przebywa.Głos Jego zaś jest tak słodki, że biedna dusza słysząc go trapi się niepocieszona, iż nie zdoła spełnić natychmiast tego, do czego ją wzywa. Tak więc cierpi więcej - jak mówiłam - niż gdyby wcale nie słyszała tego głosu Pańskiego.” (T.II.1.2)
Ludzie, którzy kiedyś mieszkali poza twierdzą i chodzili do kościoła z przyzwyczajenia, dzięki modlitwie dojrzeli bramę i weszli do środka. W drugim mieszkaniu dusze te zaczynają słyszeć wezwanie Boże z zewnątrz:
„Tutaj wezwania Boże dochodzą do duszy za pośrednictwem rzeczy zewnętrznych: słowo jakie z ust człowieka cnotliwego, kazanie słyszane, czytanie pobożne, te i wiele innych rzeczy, o których nieraz słyszałyście, są środkami, przez które Bóg zwykł wzywać dusze do siebie; mogą być jeszcze choroby i utrapienia, albo zwłaszcza prawda jaka jaśniej poznana i głębiej odczuta w chwili rozmyślania.” (T.II.1.3)
Człowiek nawrócony, jeśli nie zerwie ostatniej nitki zniewolenia, chociażby była bardzo cienka i niewidoczna, zostanie na powrót ściągnięty do pierwszego mieszkania. Zagrożenie to jest tym większe, że tam może wkrótce znaleźć się znów poza murami twierdzy.
„Mam tu na myśli dusze, które już zaczęły się oddawać modlitwie wewnętrznej i rozumieją już, jak wiele na tym zależy, by nie pozostawały ciągle tylko w mieszkaniu pierwszym, ale jeszcze nie mają odwagi i dość mocnego postanowienia, aby je zdołały porzucić bezpowrotnie i jeszcze raz w raz do niego wracają, bo nie opuszczają okazji, przez co na wielkie narażają się niebezpieczeństwo.
Choć więc te dusze jeszcze zostają pod wpływem rozrywek, interesów, przyjemności i marności światowych, i często jeszcze to podnoszą się z grzechu, to znowu upadają (bo tak są jadowite i natrętne te gady, wśród których jeszcze przebywają, że cudu prawie potrzeba, by w tak niebezpiecznym zostając towarzystwie, nie potknęły się kiedy i nie upadły).” (T.II.1.2)
Aby do tego nie dopuścić, niezbędna jest modlitwa zaufania. Jak ojciec prowadzi swego syna trzymając go za rękę aby nie upadł, tak wierzący musi trzymać się Boga, aby nie upadł. Niezbędna jest tu modlitwa o wolę Bożą i o łaskę do jej wypełnienia. Słyszałem kiedyś taką krótką modlitwę, właściwie to akt strzelisty: „Panie Jezu, uczyń mnie tym kim pragniesz abym się stał.” lub „Boże pragnę być tym, kim Ty w swoim zamyśle mnie stworzyłeś”.
„Wszystek wysiłek początkującego oddawać się modlitwie do tego zmierzać powinien (a nie zapominajcie, że jest to bardzo ważne), by z wszelką pilnością, na jaką zdoła się zdobyć, nad tym pracował i o to z całą gotowością się starał, by wola jego stała się zgodna z wolą Bożą. Upewniam was, że na tym - jak to jeszcze później objaśnię - zasadza się wszystka najwyższa doskonałość, jaką na drodze życia duchowego osiągnąć zdołamy. Im doskonalej kto tego warunku dopełni, tym większe dary otrzyma od Pana, tym dalej na tej drodze postąpi.” (T.II.1.8)
Oprócz modlitwy potrzebny jest krok wiary. W ufności Bogu uczyń krok, który po ludzku może wydawać się krokiem w przepaść, ale będzie krokiem wiary.
„A On rzekł: "Przyjdź!" Piotr wyszedł z łodzi, i krocząc po wodzie, przyszedł do Jezusa.” (Mt 14,29)
Jest to możliwe. Współczesny przykład: Kiko Argüello w 1964 r., idąc w ślady o. Karola de Foucauld, opuścił wszystko, by żyć wśród najbiedniejszych w osiedlach nędzy i głosić im Ewangelię. Dzisiaj, po latach widzimy owoc tej decyzji, którym jest Droga Neokatechumenalna.
„Lecz jeśli z samego początku błędny obieramy kierunek, jeśli na samym wstępie chcemy, by Pan czynił wolę naszą i prowadził nas tak jak nam się podoba, jakąż moc i trwałość może mieć budowanie nasze? Starajmy się czynić, co jest w naszej mocy i brońmy się od tych gadów zjadliwych, gdyż Pan nieraz sam tego chce i dopuszcza, by nas napastowały i trapiły złe myśli, roztargnienia i oschłości tak natarczywe, że im się opędzić trudno; nieraz nawet dopuszcza tym żmijom ukąsić nas, abyśmy tym pilniej czuwali na przyszłość i aby nas doświadczył, czy szczerze nam żal, żeśmy Go obrazili. (T.II.1.8) Choćby więc nieraz zdarzyło się wam upaść, nie traćcie odwagi do dążenia naprzód, bo i te upadki wasze obróci Bóg na pożytek duszy” (T.II.1.9)
Z dopustu Bożego możemy być wystawieni na wielkie pokusy, walki duchowe a nawet upadki aby powstając stawać się silniejszym, bardziej gorliwym i w końcu otrzymać nagrodę.
„Co się dalej tyczy zaufania do Boga, wiedz, że dla Niego nie ma nic łatwiejszego niż pokonanie czy to nielicznych, czy licznych nieprzyjaciół, tak silnych i doświadczonych, jak i słabych i niedoświadczonych. A zatem, choćby dusza dźwigała brzemię grzechów, choćby miała wszelkie wady świata, a nawet była wręcz niewyobrażalnie grzeszna, choćby wszystkiego już próbowała, wszelkich środków i ćwiczeń, by uwolnić się od grzechu i czynić dobrze, choćby nigdy nie udawało jej się zyskać nawet najmniejszego dobra, lecz odwrotnie, w coraz większą niegodziwość by popadała – nigdy nie powinna tracić zaufania do Boga, składać broni i rezygnować z ćwiczeń duchowych. Przeciwnie, niech nie szczędzi sił w walce, bo ten, kto walczy i ufa Bogu, nie przegra swej bitwy duchowej. Bóg bowiem nigdy nie odmawia pomocy swoim żołnierzom, choć czasem pozwala, by zostali zranieni. Trzeba więc walczyć, od tego wszystko zależy! Lekarstwo na rany jest gotowe i skutecznie uleczy żołnierzy, którzy z ufnością szukają Boga i Jego pomocy. I w najmniej spodziewanym momencie nieprzyjaciele zginą.” (Wawrzyniec Scupoli – Walka duchowa)
Każdy niech bierze swój krzyż i niech idzie za Panem. Swój krzyż, to zgoda na własne życie i cierpienie. Samo cierpienie nie jest czymś pozytywnym, nie można zgadzać się na cierpienie dla samego cierpienia. Jednak drogi człowieka są nieraz drogami cierpienia, których nie sposób uniknąć. Czy będziesz wówczas przeklinał czy błogosławił Pana? To jest twój wybór. Jarzmo cierpienia może zrodzić dobro, zrzucenie jarzma – zło.
„Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien.” (Mt 10,38)
„Chwyćcie się oburącz tego krzyża, który na świętych barkach swoich nosił Oblubieniec wasz i powiedzcie sobie, że to ma być wasz sztandar. Która więc zdolna jest cierpieć, niechaj cierpi dla Niego, a tym większą otrzyma zapłatę.” (T.II.1.7)
Niech nie trwoży się serce człowieka, które wzbrania się przed cierpieniem, ponieważ Pan sprawi, że będzie ono lekkie.
„Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie.” (Mt 11,29-30)
środa, 16 listopada 2011
Twierdza Wewnętrzna - Mieszkanie Pierwsze
„Bądźcie więc świętymi, bo Ja jestem święty!” (Kpł 11,45).
Jak wypełnić to wezwanie Boże? Nie powiem wam jak, bo sam jestem jeszcze daleko w drodze. Mogę jedynie wskazać kierunek w którym idą święci. Chociaż każdy idzie inną drogą, to święta Teresa wyodrębniła wspólne elementy stopni duchowego rozwoju, które są wchodzeniem do wnętrza twierdzy duszy.
„W domu Ojca mego jest mieszkań wiele.” (J 14,3)
„Zważmy teraz, że twierdza ta ma wiele różnych mieszkań, jedne na górze, drugie na dole, jedne po bokach, drugie we wnętrzu gmachu, a w samym pośrodku tych mieszkań jest jedno najważniejsze, w którym zachodzą najbardziej tajemne rzeczy pomiędzy Bogiem a duszą.” (Twierdza. Mieszkanie I. Rozdz. 1 Wers. 3)
Święta Teresa przyrównuje duszę ludzką do zamku czy też twierdzy, w której jest wiele różnych mieszkań. Twierdza ta jest niedostępna dla duszy pogrążonej w życiu zmysłowym, żyjącej w świecie i zatopionej w przyjemnościach, zniewoleniach i grzechach. Droga duszy wiedzie od zewnętrznych murów poprzez siedem mieszkań. Człowiek postępując w doskonałości przechodzi z mieszkania niższego do mieszkań wyższych aż dociera do mieszkania siódmego gdzie mieszka Bóg i gdzie następuje mistyczne zjednoczenie między duszą a Bogiem.
Dusza ludzka stworzona jest na obraz i podobieństwo Boga. Jest tak piękna, że św. Teresa porównuje ją do zamku z diamentu. Ubolewa nad tym, że tak mało jest osób, które chciałyby poznać skarby duszy i Tego, który w niej mieszka - Boga. Konsekwencją grzechu pierworodnego jest grzeszność człowieka a w najgorszym wypadku upadek w grzech śmiertelny. Wtedy światło duszy, które biegnie od centrum, gdzie przebywa Bóg zostaje całkowicie zasłonięte. Jest to stan, w którym następuje zerwanie łączności ze Stworzycielem i żadne dobre uczynki nie mają zasługi dla życia wiecznego, bo nie mają źródła w Bogu. Dusza przebywa w mroku i swoją duchową brzydotą upodabnia się do szatana.
„Bramą więc, którą się wchodzi do tej twierdzy jest, o ile ja rzecz rozumiem, modlitwa i rozważanie.” (T.I.1.7)
Poza murami twierdzy duszy żyje człowiek cielesny, który nie zważa na to gdzie jest źródło jego bytu i nie szuka go. Żyje pośród gadzin, które są powodem jego grzechów. To złe skłonności, nałogi, żądze itp. Nie ma pojęcia jakie skarby i szczęście na niego czekają wewnątrz. Jest zaślepiony. Modlitwa powoli otwiera mu oczy na świat duchowy i pozwala zrozumieć, że bez niej nigdy nie znalazłby bramy.
„Wchodźcie przez ciasną bramę! Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują!” (Mt 7,13-14)
Ludzie, którzy chodzą do kościoła z przyzwyczajenia są duchowo na zewnątrz twierdzy, są ślepcami, którzy nie zdają sobie sprawy w czym tak naprawdę uczestniczą. Przychodzą co tydzień pod bramę ale jej nie widzą.
„Pierwsze mieszkanie oznacza przejście duszy ze stanu grzechu do życia łaski i pierwsze uświadomienie sobie o stanie nadprzyrodzonym. Modlitwa w tym mieszkaniu jest jeszcze niedoskonała. Dusza zaczyna wprawdzie rozmyślać, ale nie słyszy głosu Boga, ponieważ namiętności tłumią głosy wewnętrzne. Jest to wzdychanie duszy do Boga, by odwrócił od niej zło. Modlitwa tego rodzaju nie wpływa na postęp duchowy, ale chroni duszę od grzechu, co już jest rzeczą doniosłą. (Wstęp do Twierdzy)”
Do tego mieszkania wchodzą dusze zaprzątnięte światem, które jednak mają dobre pragnienia, które modlą się od czasu do czasu i zastanawiają się nad sobą chociaż pobieżnie. Są pełne roztargnień i myśli o sprawach świata, do których są bardzo przywiązane.
„Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje.” (Mt 6,21).
„Tak więc wchodzą do pierwszego mieszkania z najniższych, ale tyle razem z nimi wciska się gadzin, że nie są jeszcze zdolne rozpatrzyć się w piękności gmachu, ani w nim odpocząć. Zawsze jednak dobrze, że przynajmniej weszły.” (T.I.1.8)
Dużo łatwiej jest zerwać z grzechem ciężkim, zerwać grube łańcuchy zniewolenia, nawrócić się do Boga, ogłosić Jezusa Chrystusa Panem swojego życia, przejść przez bramę, niż potem kroczyć wąską drogą, codziennie walczyć z mniej spektakularnymi, drobnymi zniewoleniami, których są setki. Te cienkie i niewidoczne nitki zniewoleń, których tak trudno się pozbyć to nawyki, drobne przyjemności, przyzwyczajenia, przywiązania do rzeczy i osób. Cóż z tego, że wszedłeś do pierwszego mieszkania, jeśli nie widzisz swojego stanu duszy, tych wszystkich marności, pożądliwości, które zatrzymają cię w tym mieszkaniu?
„Bo wszystko jedno, czy ptak będzie uwiązany tylko cienką nitką czy grubą, bo jedna i druga go krępuje; dopóki nie zerwie jednej czy drugiej, nie będzie mógł wzlecieć swobodny. Wprawdzie cieńszą nić łatwiej jest zerwać, lecz choćby było łatwo, dopóki jej nie zerwie, nie wzleci. Tak jest i z duszą lgnącą do jakiejś rzeczy; choćby nawet była bardzo zasobna w cnotę, nie dojdzie jednak do swobody zjednoczenia z Bogiem.” (Droga na Górę Karmel 11.4 - Św. Jan od Krzyża)
„Tu jednak dusze jeszcze nasiąkłe są światem, zanurzone w uciechach jego, zmarniałe przywiązaniem do honorów i roszczeń jego, skutkiem czego lennicy duszy, to jest zmysły i władze przyrodzone, które Bóg jej dał, aby ją strzegły i broniły, nie mają dostatecznej siły odpornej i tak dusza, choć pragnęłaby nie obrażać Boga, choć i dobre uczynki spełnia, łatwo przecież ulega przemocy nieprzyjaciela.” (T.I.2.12)
„Musi więc koniecznie każdy, kto chce dostać się do mieszkania drugiego, starać się, według stanu swego, oswobodzić się od trosk i zajęć niepotrzebnych. Jest to warunek tak nieodzowny, że kto nie przyłoży się mocno do tej pracy, ten według mojego przekonania, nie dojdzie do mieszkania głównego; nawet trudno, by i w tym pierwszym ostał się bezpiecznie” (T.I.2.14)
Diabeł zastawia różne zasadzki. Jeśli widzi, że osoba odcina się od świata i pokus i chce podążać drogą doskonałości, podsuwa jej wtedy taką gorliwość, że wbrew swojemu przełożonemu lub kierownikowi będzie się umartwiać na ciele, tak że straci zdrowie i będzie niezdolna do pełnienia obowiązków. Może również tak dążyć do doskonałości, że każde jej uchybienie będzie wprawiało ją w rozpacz. A z drugiej strony chcąc się upewnić własnej doskonałości będzie obserwować inne dusze i dostrzegać w nich uchybienia. W każdym razie nadmierna gorliwość i dążenie do doskonałości ma często swe źródło w pysze. Lekarstwem jest tu posłuszeństwo i pokora. Strzeżmy się jednak w tym miejscu fałszywej pokory, którą diabeł zwiódł wiele dusz, chcących się uniżyć.
„Gdy ciągle pogrążamy się w samym tylko rozważaniu ziemskiej nędzy naszej, strumienie z nas płynące, uczynki nasze, mówię, nigdy nie będą wolne od mętów i mułu różnych strachów, małoduszności i tchórzostwa: a czy kto patrzy lub nie patrzy na mnie? a czy idąc tą drogą, nie pobłądzę? a czy nie będzie to pychą i zuchwałą śmiałością porywać się na takie przedsięwzięcie? a czy to wypada, by taka nędzna jak ja grzesznica sięgała do rzeczy tak wysokiej, jaką jest modlitwa bogomyślna? czy nie będą mię poczytywali za lepszą niż jestem, gdybym chciała iść drogą inną niż wszyscy? czyż przesada i skrajność wszelka, choćby w rzeczach dobrych, nie jest rzeczą zgubną? a czy wspinając się wysoko ja, taka grzesznica, nie narażę siebie na tym głębszy upadek? a może i ustanę w drodze i duszom dobrym dam z siebie zgorszenie? skądże mnie nędznej chcieć wyróżniać się w czymkolwiek?” (T.I.2.10)
Na tym etapie życia duszy gdy przebywa ona w pierwszym mieszkaniu najbezpieczniej jest uciekać się w modlitwę, poznawać Boga i siebie. Jeśli będziemy żyć w uległości, pokorze i prawdzie, wtedy szatan nas nie zwiedzie i będziemy mogli postępować w głąb twierdzy.
„A jeśli możemy iść drogą równą i bezpieczną, po cóż mamy pragnąć skrzydeł i unosić się w powietrze? - raczej o to się starajmy, byśmy na tej drodze jak najdalej postąpiły. Ale to zdaniem moim rzecz pewna, że nigdy nie dojdziemy do poznania samych siebie, jeśli nie staramy się poznać Boga; zapatrując się na wielkość Jego, poznamy niskość naszą; czystość Jego nieskończona ukaże nam zmazy nasze; patrząc na pokorę Jego, ujrzymy, jak nam daleko do tego, byśmy były pokornymi”. (T.I.2.9)
„...podnośmy oczy nasze na Chrystusa, najwyższe dobro nasze i na świętych Jego, a tam nauczymy się prawdziwej pokory i uszlachetni się, jak mówiłam, umysł nasz i serce, a poznanie siebie nie będzie już małoduszne i trwożliwe. To więc pierwsze mieszkanie, chociaż jest tylko wstępem do dalszych, wielkie ma w sobie bogactwa i wartość i skoro tylko dusza otrząśnie się z tych gadzin, które tu za nią przypełzły, może postąpić ku dalszym mieszkaniom. Straszne są jednak te groźby i podstępy, jakich diabeł używa dla przeszkodzenia duszom, aby nie doszły do poznania samych siebie i do zrozumienia dróg swoich.” (T.I.2.11)
„Potrzeba więc, aby kto widzi siebie w tym stanie, jak najczęściej uciekał się w modlitwie do łaskawości boskiej, polecał siebie orędownictwu błogosławionej Matki Zbawiciela i Świętych Jego, aby oni walczyli za niego, bo właśni słudzy jego, tj. zmysły i władze przyrodzone, nie mają siły do obrony.” (T.I.2.12)
cdn.
Jak wypełnić to wezwanie Boże? Nie powiem wam jak, bo sam jestem jeszcze daleko w drodze. Mogę jedynie wskazać kierunek w którym idą święci. Chociaż każdy idzie inną drogą, to święta Teresa wyodrębniła wspólne elementy stopni duchowego rozwoju, które są wchodzeniem do wnętrza twierdzy duszy.
„W domu Ojca mego jest mieszkań wiele.” (J 14,3)
„Zważmy teraz, że twierdza ta ma wiele różnych mieszkań, jedne na górze, drugie na dole, jedne po bokach, drugie we wnętrzu gmachu, a w samym pośrodku tych mieszkań jest jedno najważniejsze, w którym zachodzą najbardziej tajemne rzeczy pomiędzy Bogiem a duszą.” (Twierdza. Mieszkanie I. Rozdz. 1 Wers. 3)
Święta Teresa przyrównuje duszę ludzką do zamku czy też twierdzy, w której jest wiele różnych mieszkań. Twierdza ta jest niedostępna dla duszy pogrążonej w życiu zmysłowym, żyjącej w świecie i zatopionej w przyjemnościach, zniewoleniach i grzechach. Droga duszy wiedzie od zewnętrznych murów poprzez siedem mieszkań. Człowiek postępując w doskonałości przechodzi z mieszkania niższego do mieszkań wyższych aż dociera do mieszkania siódmego gdzie mieszka Bóg i gdzie następuje mistyczne zjednoczenie między duszą a Bogiem.
Dusza ludzka stworzona jest na obraz i podobieństwo Boga. Jest tak piękna, że św. Teresa porównuje ją do zamku z diamentu. Ubolewa nad tym, że tak mało jest osób, które chciałyby poznać skarby duszy i Tego, który w niej mieszka - Boga. Konsekwencją grzechu pierworodnego jest grzeszność człowieka a w najgorszym wypadku upadek w grzech śmiertelny. Wtedy światło duszy, które biegnie od centrum, gdzie przebywa Bóg zostaje całkowicie zasłonięte. Jest to stan, w którym następuje zerwanie łączności ze Stworzycielem i żadne dobre uczynki nie mają zasługi dla życia wiecznego, bo nie mają źródła w Bogu. Dusza przebywa w mroku i swoją duchową brzydotą upodabnia się do szatana.
„Bramą więc, którą się wchodzi do tej twierdzy jest, o ile ja rzecz rozumiem, modlitwa i rozważanie.” (T.I.1.7)
Poza murami twierdzy duszy żyje człowiek cielesny, który nie zważa na to gdzie jest źródło jego bytu i nie szuka go. Żyje pośród gadzin, które są powodem jego grzechów. To złe skłonności, nałogi, żądze itp. Nie ma pojęcia jakie skarby i szczęście na niego czekają wewnątrz. Jest zaślepiony. Modlitwa powoli otwiera mu oczy na świat duchowy i pozwala zrozumieć, że bez niej nigdy nie znalazłby bramy.
„Wchodźcie przez ciasną bramę! Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują!” (Mt 7,13-14)
Ludzie, którzy chodzą do kościoła z przyzwyczajenia są duchowo na zewnątrz twierdzy, są ślepcami, którzy nie zdają sobie sprawy w czym tak naprawdę uczestniczą. Przychodzą co tydzień pod bramę ale jej nie widzą.
„Pierwsze mieszkanie oznacza przejście duszy ze stanu grzechu do życia łaski i pierwsze uświadomienie sobie o stanie nadprzyrodzonym. Modlitwa w tym mieszkaniu jest jeszcze niedoskonała. Dusza zaczyna wprawdzie rozmyślać, ale nie słyszy głosu Boga, ponieważ namiętności tłumią głosy wewnętrzne. Jest to wzdychanie duszy do Boga, by odwrócił od niej zło. Modlitwa tego rodzaju nie wpływa na postęp duchowy, ale chroni duszę od grzechu, co już jest rzeczą doniosłą. (Wstęp do Twierdzy)”
Do tego mieszkania wchodzą dusze zaprzątnięte światem, które jednak mają dobre pragnienia, które modlą się od czasu do czasu i zastanawiają się nad sobą chociaż pobieżnie. Są pełne roztargnień i myśli o sprawach świata, do których są bardzo przywiązane.
„Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje.” (Mt 6,21).
„Tak więc wchodzą do pierwszego mieszkania z najniższych, ale tyle razem z nimi wciska się gadzin, że nie są jeszcze zdolne rozpatrzyć się w piękności gmachu, ani w nim odpocząć. Zawsze jednak dobrze, że przynajmniej weszły.” (T.I.1.8)
Dużo łatwiej jest zerwać z grzechem ciężkim, zerwać grube łańcuchy zniewolenia, nawrócić się do Boga, ogłosić Jezusa Chrystusa Panem swojego życia, przejść przez bramę, niż potem kroczyć wąską drogą, codziennie walczyć z mniej spektakularnymi, drobnymi zniewoleniami, których są setki. Te cienkie i niewidoczne nitki zniewoleń, których tak trudno się pozbyć to nawyki, drobne przyjemności, przyzwyczajenia, przywiązania do rzeczy i osób. Cóż z tego, że wszedłeś do pierwszego mieszkania, jeśli nie widzisz swojego stanu duszy, tych wszystkich marności, pożądliwości, które zatrzymają cię w tym mieszkaniu?
„Bo wszystko jedno, czy ptak będzie uwiązany tylko cienką nitką czy grubą, bo jedna i druga go krępuje; dopóki nie zerwie jednej czy drugiej, nie będzie mógł wzlecieć swobodny. Wprawdzie cieńszą nić łatwiej jest zerwać, lecz choćby było łatwo, dopóki jej nie zerwie, nie wzleci. Tak jest i z duszą lgnącą do jakiejś rzeczy; choćby nawet była bardzo zasobna w cnotę, nie dojdzie jednak do swobody zjednoczenia z Bogiem.” (Droga na Górę Karmel 11.4 - Św. Jan od Krzyża)
„Tu jednak dusze jeszcze nasiąkłe są światem, zanurzone w uciechach jego, zmarniałe przywiązaniem do honorów i roszczeń jego, skutkiem czego lennicy duszy, to jest zmysły i władze przyrodzone, które Bóg jej dał, aby ją strzegły i broniły, nie mają dostatecznej siły odpornej i tak dusza, choć pragnęłaby nie obrażać Boga, choć i dobre uczynki spełnia, łatwo przecież ulega przemocy nieprzyjaciela.” (T.I.2.12)
„Musi więc koniecznie każdy, kto chce dostać się do mieszkania drugiego, starać się, według stanu swego, oswobodzić się od trosk i zajęć niepotrzebnych. Jest to warunek tak nieodzowny, że kto nie przyłoży się mocno do tej pracy, ten według mojego przekonania, nie dojdzie do mieszkania głównego; nawet trudno, by i w tym pierwszym ostał się bezpiecznie” (T.I.2.14)
Diabeł zastawia różne zasadzki. Jeśli widzi, że osoba odcina się od świata i pokus i chce podążać drogą doskonałości, podsuwa jej wtedy taką gorliwość, że wbrew swojemu przełożonemu lub kierownikowi będzie się umartwiać na ciele, tak że straci zdrowie i będzie niezdolna do pełnienia obowiązków. Może również tak dążyć do doskonałości, że każde jej uchybienie będzie wprawiało ją w rozpacz. A z drugiej strony chcąc się upewnić własnej doskonałości będzie obserwować inne dusze i dostrzegać w nich uchybienia. W każdym razie nadmierna gorliwość i dążenie do doskonałości ma często swe źródło w pysze. Lekarstwem jest tu posłuszeństwo i pokora. Strzeżmy się jednak w tym miejscu fałszywej pokory, którą diabeł zwiódł wiele dusz, chcących się uniżyć.
„Gdy ciągle pogrążamy się w samym tylko rozważaniu ziemskiej nędzy naszej, strumienie z nas płynące, uczynki nasze, mówię, nigdy nie będą wolne od mętów i mułu różnych strachów, małoduszności i tchórzostwa: a czy kto patrzy lub nie patrzy na mnie? a czy idąc tą drogą, nie pobłądzę? a czy nie będzie to pychą i zuchwałą śmiałością porywać się na takie przedsięwzięcie? a czy to wypada, by taka nędzna jak ja grzesznica sięgała do rzeczy tak wysokiej, jaką jest modlitwa bogomyślna? czy nie będą mię poczytywali za lepszą niż jestem, gdybym chciała iść drogą inną niż wszyscy? czyż przesada i skrajność wszelka, choćby w rzeczach dobrych, nie jest rzeczą zgubną? a czy wspinając się wysoko ja, taka grzesznica, nie narażę siebie na tym głębszy upadek? a może i ustanę w drodze i duszom dobrym dam z siebie zgorszenie? skądże mnie nędznej chcieć wyróżniać się w czymkolwiek?” (T.I.2.10)
Na tym etapie życia duszy gdy przebywa ona w pierwszym mieszkaniu najbezpieczniej jest uciekać się w modlitwę, poznawać Boga i siebie. Jeśli będziemy żyć w uległości, pokorze i prawdzie, wtedy szatan nas nie zwiedzie i będziemy mogli postępować w głąb twierdzy.
„A jeśli możemy iść drogą równą i bezpieczną, po cóż mamy pragnąć skrzydeł i unosić się w powietrze? - raczej o to się starajmy, byśmy na tej drodze jak najdalej postąpiły. Ale to zdaniem moim rzecz pewna, że nigdy nie dojdziemy do poznania samych siebie, jeśli nie staramy się poznać Boga; zapatrując się na wielkość Jego, poznamy niskość naszą; czystość Jego nieskończona ukaże nam zmazy nasze; patrząc na pokorę Jego, ujrzymy, jak nam daleko do tego, byśmy były pokornymi”. (T.I.2.9)
„...podnośmy oczy nasze na Chrystusa, najwyższe dobro nasze i na świętych Jego, a tam nauczymy się prawdziwej pokory i uszlachetni się, jak mówiłam, umysł nasz i serce, a poznanie siebie nie będzie już małoduszne i trwożliwe. To więc pierwsze mieszkanie, chociaż jest tylko wstępem do dalszych, wielkie ma w sobie bogactwa i wartość i skoro tylko dusza otrząśnie się z tych gadzin, które tu za nią przypełzły, może postąpić ku dalszym mieszkaniom. Straszne są jednak te groźby i podstępy, jakich diabeł używa dla przeszkodzenia duszom, aby nie doszły do poznania samych siebie i do zrozumienia dróg swoich.” (T.I.2.11)
„Potrzeba więc, aby kto widzi siebie w tym stanie, jak najczęściej uciekał się w modlitwie do łaskawości boskiej, polecał siebie orędownictwu błogosławionej Matki Zbawiciela i Świętych Jego, aby oni walczyli za niego, bo właśni słudzy jego, tj. zmysły i władze przyrodzone, nie mają siły do obrony.” (T.I.2.12)
cdn.
Subskrybuj:
Posty (Atom)