Kilkuletnie dziecko – osierocone,
bezdomne, głodne i obdarte – szuka na śmietniku resztek zbutwiałej żywności.
Nie pamięta skąd jest i co ma ze sobą zrobić. Błąka się bez celu po ulicach miasta.
W końcu idzie do opustoszałej kamienicy, aby przetrwać kolejną noc. Sytuacja ta
trwa już kilka miesięcy. Przychodzi w końcu dzień, który wszystko zmienia.
Zjawia się syn przedwojennych właścicieli kamienicy, który właśnie odzyskał utraconą
własność i pragnie ją odnowić. W budynku znajduje to bezdomne dziecko i
wzruszony tym widokiem, wraz ze swoją żoną, postanawia zaopiekować się nim i
zaadoptować je. Od tej chwili dziecko ma udział we wszystkich dobrach swej
nowej rodziny, ale przede wszystkim ma kogoś, kto go wreszcie pokochał. Nie
musi już same tułać się po świecie.
Chrzest jest taką duchową
adopcją. Mamy nowego Ojca, który wyrwał nas ze śmierci duchowej i nędzy
moralnej. Odtąd naszym dziedzictwem jest Królestwo Niebieskie, które otrzymamy
w spadku po naszej śmierci (inaczej jak w życiu doczesnym, w którym dziedzictwo
dostajemy po śmierci rodziców). Najważniejsze jest jednak to, że naszym Ojcem
jest Bóg – Stworzyciel, w mocy którego jest świat. Nie jesteśmy już sierotami.
W swojej miłości Ojciec,
daje nam wolność, abyśmy w tej wolności uwielbili Jego ofiarę w Jezusie, ale
również mogli wybierać drogę, którą chcemy pójść. Wolność ta przewiduje również
pójście śladami syna marnotrawnego (Łk 15, 11-32). Chrzest w tej wolności
możemy niestety odrzucić. Powiedzieć Jezusowi, że nie chcemy Jego ofiary –
męki, śmierci i zmartwychwstania – i wolimy żyć na starym śmietniku, bezdomni
(chociaż mieszkający w willach), obdarci moralnie (chociaż w garniturach),
zanurzeni w śmierci (chociaż leczący się w prywatnych klinikach), osieroceni
(chociaż wielbiący licznych bożków), głodni miłości (chociaż syci mięsem).
Mimo to apostaci nie są w
stanie wymazać chrztu, nie mają takiej mocy, chociażby przyszli z wyrokiem
sądowym nakazującym fizyczne wykreślenie ich nazwiska z księgi chrzcielnej, to
nadal będą w mocy chrztu, która czeka na ich nawrócenie i powtórne przyjęcie
woli Bożej. Oczekiwanie to kończy się jednak w chwili śmierci, kiedy uprawomocni
się ich decyzja odrzucenia dziecięctwa Bożego na wieki.
Czy człowiek jest tak bezrozumny,
że wybiera śmierć zamiast życia? A czym jest życie w Duchu Św.? To nasza zgoda
na pójście za Jezusem. Dlatego zamykając nasze serce przed Duchem Św., stajemy
się nędzą taką jaką jesteśmy sami z siebie - bezwolną materią, która czeka na
nowego właściciela. A nowy właściciel przyjdzie wcześniej czy później i
przyprowadzi ze sobą 7 duchów złośliwszych niż on sam (Łk 24, 11-26).
Pomyśl:
1. W jaki sposób przyjmuję
nowe życie w Chrystusie zrodzone poprzez sakrament Chrztu Świętego?
Zastanów się czy jest to dla
ciebie pusty symbol, okazja do cyknięcia kilku zdjęć do albumu rodzinnego, impreza
rodzinna? Jeśli tak to wiedz:
„Nie dostępuje jednak
zbawienia, choćby był wcielony do Kościoła, ten, kto nie trwając w miłości,
pozostaje wprawdzie w łonie Kościoła «ciałem», ale nie «sercem» (Sobór
Watykański II, konst. Lumen gentium, 14).
Jeśli jednak w chrzcie umarłeś
z Jezusem dla grzechu, jesteś na dobrej drodze.
2. Czy pozwalam na to, by
Duch Święty kształtował we mnie obraz Chrystusa?
Gdy przyjąłeś chrzest i
jesteś gotów pójść za Jezusem, to od tej chwili, czeka cię długa droga
wzrastania. „Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył
świat (J 16,33)”. Duch Święty zamieszka u ciebie i w złym dniu cię wspomoże.
3. Czy godzę się na
umieranie dla grzechu, by narodzić się dla Boga?
Albo żyjesz dla grzechu i
umarłeś w duchu, albo umarłeś dla grzechu i żyjesz dla Boga.
„Nikt nie może dwom panom
służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z
jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie.
(Mt 6, 24)”
„Biorę dziś przeciwko wam na
świadków niebo i ziemię, kładąc przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i
przekleństwo. Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo (Pwt
30,19)”.
(tekst inspirowany książką:
Życie z Ducha Świętego jest lepsze - o. Bogdan Kocańda OFMConv - rozdział 2)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz