„A oto Pan przechodził. Gwałtowna wichura rozwalająca góry i druzgocąca skały [szła] przed Panem; ale Pan nie był w wichurze. A po wichurze - trzęsienie ziemi: Pan nie był w trzęsieniu ziemi. Po trzęsieniu ziemi powstał ogień: Pan nie był w ogniu. A po tym ogniu - szmer łagodnego powiewu.” (1Krl 19,11-12)
Szóste mieszkanie: Bóg przemienia wewnętrznie duszę, która przyjmuje działanie Boże. Następują gwałtowne ekstazy, radykalne oczyszczenia duszy, które wywierają ogromny wpływ na postęp w doskonałości. Bóg objawia się duszy przez widzenia i mówi do niej słowami skutecznymi. Jest to stan modlitwy ekstatycznej i zaręczyn duchowych. Modlić się, znaczy dla duszy tyle co żyć. Dusza stale trwa w intensywnej modlitwie wewnętrznej. Dusza raniona miłością Boga tęskni za niebem. (T.wstęp)
Bóg przygotowuje duszę do zaręczyn duchowych, które nastąpią przed wejściem do ostatniego mieszkania. Dusza coraz ściślej łączy się z Panem a jednocześnie przechodzi gwałtowne oczyszczenia, które są niezwykłym cierpieniem. Początkowo cierpienia przychodzą od innych osób i niszczą próżną chwałę:
Zacznę od najmniejszych, a do nich najpierw zaliczam szemrania i sądy ludzi, wpośród których ta dusza żyje, albo i takich, z którymi żadnej nie ma styczności i którzy, zdawałoby się, mogliby zgoła nie wiedzieć o jej istnieniu. Mówią więc: "jak to udaje świętą"; "jakie dziwactwa wyprawia dla oszukania świata, dla wyniesienia siebie nad drugich, przecież wielu chrześcijan jest lepszych od niej bez tych nadzwyczajności".
Ci, nawet których poczytywała za przyjaciół, odwracają się od niej i najostrzej ją sądzą, i od nich właśnie najwięcej ma do cierpienia, mówią bowiem oni: "wyraźnie ta dusza idzie na zgubę i oszukuje sama siebie"; "widocznie diabeł ją opanował"; "będzie z nią tak samo jak z tą lub ową, która tą drogą poszła na zatracenie"; "postępowaniem swoim pobożność i cnotę podaje w poniewierkę i zwodzi spowiedników swoich" (T.VI.1.4)
Człowiek najpierw przejmuje się tym co inni o nim mówią, różnymi oszczerstwami, następnie znów cierpi, gdy go zbytnio chwalą. Święta Teresa podpowiada czterema racjami jak przyjąć te rzeczy:
Pierwsza ta, że w miarę, jak nabywa więcej doświadczenia, przekonywa się jasno, że ludzie z równą łatwością mówią dobrze o drugich, jaki i źle, że zatem, jak na nagany tak i na pochwały ich nie ma co zważać. Po wtóre, w oświeceniu wewnętrznym, którego Pan jej stopniowo coraz pełniej użycza, poznaje coraz wyraźniej, że wszelka cnota jej nie z niej samej pochodzi, jeno z daru łaskawości boskiej, więc tak się na nią zapatruje, jak gdyby ją widziała w kim innym, a nie w samej sobie, i nie myśląc o sobie, obraca ją wyłącznie na chwałę Boga. Po trzecie, jeśli z łask, jakich Pan jej użycza, inne dusze odniosły jaki pożytek, tłumaczy to sobie tak, że Bóg w łaskawości swojej dopuścił to dobro ich, używając jej za środek do ich postępu. Po czwarte na koniec, że ma ona już jedynie na celu cześć i chwałę Bożą, a nic nie dba o swoją i tym samym wolna jest od pokusy, która ją trapiła z początku, to jest od obawy, by pochwały jej oddawane nie stały się dla niej, jak stały się dla niejednej, przyczyną upadku; nie troszczy się więc o to, czy ludzie ją szanują, czy też nią gardzą, byleby, w zamian za poniżenie swoje, choć jednej duszy stała się pobudką do chwalenia Boga, a z nią samą niech się dzieje co chce. (T.VI.1.4)
Kolejne cierpienia dotykają ciało:
Różne choroby, nawet najcięższe, zwykł także Pan dopuszczać na duszę do tego stanu podniesioną. Jest to cierpienie o wiele większe od poprzedniego. Towarzyszą mu bóle bardzo dotkliwe, które, gdy dojdą do najwyższego stopnia ostrości, nie sądzę, by mógł być większy ból zewnętrzny na ziemi, choćby wziąć w porównanie wszelkie inne, choćby najgwałtowniejsze. Bóle te, trapiąc zewnątrz i wewnątrz całego człowieka, tak gnębią duszę, że nie wie sama, co z sobą począć; chętnie zgodziłaby się ponieść raczej choćby najsroższe, prędko kładące koniec życiu, męczeństwo, niż takie bóle cierpieć. (T.VI.1.6)
Zewnętrzne cierpienia są jednak niczym w porównaniu z wewnętrznymi:
Wspomnę tu najpierw o męce, jaką cierpi taka dusza, gdy natrafi na spowiednika małodusznego, który nie mając doświadczenia dróg życia wewnętrznego i spostrzegłszy tu rzeczy niezwyczajne, wszystkiego się lęka, o wszystkim wątpi, we wszystkim widzi niebezpieczeństwo. (T.VI.1.8)
Wszystko to jednak byłoby jeszcze niczym, gdyby nie ta myśl dręcząca, która ją wciąż prześladuje, że nie umie zdać spowiednikom dokładnej sprawy z wewnętrznego stanu swego, że tylko ich oszukuje, i jakkolwiek najpilniej roztrząsa sumienie swoje, tak iż żadnego nie pominie, mimowolnego nawet poruszenia, żeby go nie wyznała, wszystko to przecież nie zdoła jej uspokoić. Rozum jej w takie popadł zaćmienie, że nie jest zdolny rozróżnić i poznać prawdy, tylko wierzy ślepo, cokolwiek mu nasunie wyobraźnia, a diabeł, snadź z dopuszczenia Pana, chcącego tym sposobem wystawić duszę na próbę, zarzuca ją tysiącem niedorzecznych myśli i wmawia w nią, że już jest odrzucona od Boga. Uciski te wewnętrzne taką jej zadają mękę dojmującą i nieznośną, że nie wiem, z czym bym ją porównać mogła, chyba tylko z mękami, które potępieni cierpią w piekle; bo jak na męki piekielne, tak i na tę zawieruchę wewnętrzną żadnej znikąd nie ma pociechy. (T.VI.1.9)
Te cierpienia przygotowują duszę do łaski obcowania z Bogiem. Tak jak człowiek nie może spojrzeć wprost na Słońce, ponieważ mógłby oślepnąć, tak dusza nie może stanąć przed Bogiem bez przygotowania. Jeśli Bóg zechce ją dotknąć, zsyła na nią łaskę swojej obecności w różny sposób.
Nieraz w chwili, gdy dusza najmniej się tego spodziewa, gdy zgoła nie myśli o Bogu, Pan nagle swoją boską mocą ją budzi, jakby jasny meteor na chwilę się ukazujący, jakby uderzenie gromu, tylko bez huku żadnego ni łoskotu; dość, że dusza wie i czuje, że usłyszała wezwanie swego Boga i tak wyraźnie to czuje, że nieraz, w początkach zwłaszcza, przerażona tym niespodzianym wezwaniem, drży cała i żali się nawet, choć bólu żadnego nie doznaje. Wyraźne ma uczucie rany jej zadanej, rany nad wyraz słodkiej; kto ją zranił i jak, tego nie wie, ale to jasno widzi, że jest to rzecz niewypowiedzianie kosztowna i droga, i chciałaby nigdy nie być wyleczona z tej rany. (T.VI.2.2)
Są i inne jeszcze sposoby, których Pan używa na rozbudzenie duszy. Zdarza się, że w chwili, gdy dusza modli się ustnie tylko i prawie nie myśli o rzeczach wewnętrznych, znienacka ogarnia ją i przenika jakby płomień rozkoszny i zarazem całe je wnętrze napełnia się jakby wonią jakąś niewypowiedzianie słodką, a tak silną, że udziela się wszystkim zmysłom i na wskroś ją przejmuje. (T.VI.2.8)
Te dotknięcia są czystą łaską i darem Boga. Nie ma tu cierpienia i wątpliwości dotyczących źródła tych łask. Są one tak przejmujące i taki spokój dają duszy, że nie ma tu mowy o przewidzeniu, mamieniu szatańskim lub własnej wyobraźni.
Są i inne działania Boga w których udziela się duszy:
Są to pewne mowy i słowa, które w rozmaity sposób dają się słyszeć duszy. Czasem słowa te dochodzą do niej jakby z zewnątrz, czasem znowu z samego jej wnętrza; czasem brzmią one w samej tylko najwyższej części, czasem znowu tak się dobitnie na sposób mowy wyraźnie rozlegają, iż słyszy je uszami. Nieraz i często nawet może to być urojenie, zwłaszcza u osób chorobliwej wyobraźni albo wyraźnie podlegających melancholii. (T.VI.3.1)
Tutaj święta zaleca wielką ostrożność, gdyż słowa te mogą pochodzić nie tylko od Boga, ale również od Złego jak i z wyobraźni:
Dlatego też każda, nie tylko chora, ale i zdrowa, słusznie się takich nadzwyczajności obawiać powinna, dopóki nie nabędzie jasnego poznania działań ducha Bożego. W początkach więc, twierdzę to bez wahania, zawsze będzie najlepiej sprzeciwiać się tym niezwykłym objawom i tłumić je w sobie ile możności. Jeśli one pochodzą od Boga, takie odrzucanie ich przez pokorne uznanie swej niegodności będzie tym dzielniejszą dla duszy pomocą do postępu w dobrym. (T.VI.3.3)
Ponadto święta przestrzega przed pychą i fałszywymi słowami:
To jedno tylko dobrze sobie zapiszcie w sercu i w pamięci: choćby te słowa rzeczywiście i niezawodnie były od Boga, nie dowodzi to bynajmniej, byście wy były dobre i lepsze od drugich;... Każde słowo, niezupełnie zgodne z Pismem św. odrzućcie od siebie, jako pochodzące od szatana, ... (T.VI.3.4)
Są pewne znaki, które pomagają rozeznać pochodzenie słowa:
Pierwszym i nad inne pewniejszym jest wszechwładna potęga i siła, jaką słowo Boże w sobie zawiera, staje się więc nie tylko słowem, ale i czynem. Objaśnię to bliżej. Weźmy na przykład duszę udręczoną do najwyższego stopnia strapieniem wewnętrznym, o którym wyżej mówiłam, i zaciemnieniem rozumu i oschłością ducha. Otóż, od jednego takiego słowa, od jednego: nie smuć się, które w sobie usłyszy, natychmiast odzyskuje spokój, pocieszenie i jasne oświecenie wewnętrzne. (T.VI.3.5)
Drugim znakiem jest wielki spokój, jaki słowo, od Boga pochodzące pozostawia w duszy, pobożne skupienie i radosna gotowość od oddawania chwały Panu. (T.VI.3.6)
Trzeci znak jest ten, że słowa, pochodzące od Boga, nie tak prędko uchodzą z pamięci, jak to bywa ze słowami, które tu na ziemi słyszymy od ludzi. (T.VI.3.7)
Ponad te znaki najwyższy priorytet ma opinia spowiednika:
Wszak On sam nakazał, byśmy spowiednika uważały za zastępcę Jego, który nas upewnia, czy to, co słyszałyśmy, było istotnie słowem Jego. ... A Pan i spowiednika natchnąć potrafi, gdy zechce, i sprawić to, że uwierzy i uzna w tych słowach działanie ducha Jego. (T.VI.3.11)
Innym sposobem, dużo bezpieczniejszym i pewnym, którym Bóg mówi do duszy są widzenia umysłowe. Sprawiają one przedziwne skutki.
Gdy Bóg mówi, słowa Jego tak są wyraźne i jasne, że każda zgłoska niezatarcie utkwi w pamięci i chociażby sens był ten sam, sposób wyrażenia rzeczy jest zupełnie inny. W urojeniach wyobraźni, przeciwnie, mowa nie jest tak jasna ani słowa tak dobitne; brzmią one raczej jakby niewyraźne dźwięki, słyszane w stanie na wpół sennym. (T.VI.3.12)
Po wtóre, dają zrozumieć te słowa takie rzeczy, których dusza zupełnie nie miała na myśli. (T.VI.3.13)
Po trzecie, gdy Bóg mówi, dusza nic sama nie tworzy, tylko słucha; przeciwnie, przysłuchując się słowom urojonym w wyobraźni, podobna jest do człowieka, który sam sobie w myśli układa, co chce, aby mu kto powiedział. (T.VI.3.14)
Po czwarte, różna bardzo jest tej dwojakiej mowy treść i siła; w mowie Bożej jedno słowo daje naraz zrozumienie wielu rzeczy, których rozum ludzki nie zdołałby tak w jednej chwili objąć i wyrazić. (T.VI.3.15)
Po piąte na koniec, głos od Boga pochodzący, oprócz słów mówi czasem milcząco i wyraża nieraz w sposób, którego określić nie zdołam, dużo więcej niż się zawiera w samym jego brzmieniu. (T.VI.3.16)
Nieraz Pan na modlitwie zawiesza duszę poprzez zachwycenie, wyjście z siebie lub porwanie. Są to określenie dotyczące tego samego stanu, który wymaga od duszy wielkiego męstwa, ponieważ często dusza nie wie co się z nią dzieje i wszelką traci nad sobą władzę.
W chwili, gdy Pan zechce na duszę zesłać zachwycenie, zamykają się na rozkaz Oblubieńca, jak mówiłam, drzwi wszystkich mieszkań, i nie tylko mieszkań, ale i samejże twierdzy i zewnętrznych jej murów. Zatrzymuje się oddech do tego stopnia, że zachwycona, choćby, jak bywa niekiedy, zachowała jeszcze na chwilę władzę innych zmysłów swoich, ani słowa przemówić nie zdoła. Najczęściej jednak i zmysły, i wszystko od razu ulega zawieszeniu. Ręce i wszystkie członki stygną, jakby już dusza z nich wyszła; czasem niepodobna już dostrzec najmniejszego znaku życia. Trwa to w tym najwyższym stopniu natężenia czas krótki. (T.VI.4.13)
Święta Teresa często czuła zawstydzenie z powodu zewnętrznych skutków ekstaz, które przydarzały jej się w obecności innych sióstr. Na pocieszenie usłyszała z ust Pana:
Nie martw się, ludzie albo Mnie chwalić będą, albo ciebie ganić, więc czy w pierwszym razie, czy w drugim, zawsze będziesz zysk miała. (T.VI.4.16)
Inny sposób zachwycenia zwany lotem ducha:
Drugi sposób zachwycenia, który ja nazywam lotem ducha, choć w gruncie rzeczy takim samym jest zachwyceniem, w wewnętrznym jednak na duszę działaniu swoim bardzo się różni od poprzedniego. Takie tu znienacka powstaje w duszy poruszenie, z taką nagłością i niepowstrzymaną szybkością duch czuje się porwany, że mimo woli, zwłaszcza w początkach, dostępującego tej łaski wielki strach ogarnia. (T.VI.5.1)
W dalszej części rozdziału,święta opisuje to tak:
Dusza tu, o ile zdołam zrozumieć, całkiem wychodzi z siebie i w tym stanie wspaniałe ogląda rzeczy, jakie Bóg jej objawia. Gdy zaś wróci do siebie, czuje w sobie niewypowiedzianie wielkie z owego zachwycenia pożytki. Za nic już ma wszystkie rzeczy ziemskie, bo w porównaniu z tym, co oglądała, wydają jej się tylko błotem. Życie na tej ziemi odtąd ciąży jej jak brzemię nieznośne i w czym się przedtem kochała, tym teraz się brzydzi. (T.VI.5.9)
Inne łaski, które przytacza święta w swym dziele to m.in. dar łez:
Niekiedy jednak, gdy wewnątrz ogień wielki zapłonie, z serca tego, choć tak nieużytego, sączą się łzy jak z alembiku. Takie łzy łatwo można poznać po skutkach; nie sprawują one żadnego wzburzenia w duszy, ale raczej przynoszą jej uspokojenie i pokrzepienie, a zdrowiu rzadko się zdarza, by zaszkodziły. (T.VI.6.8)
Rozradowanie, jakie dusza odczuwa podczas modlitwy:
Rozradowanie to, o ile rzecz rozumiem, zasadza się na dziwnie bliskim zjednoczeniu władz duszy z Bogiem, tylko że tu pozostawia im, jak również i zmysłom, swobodę, aby mogły się cieszyć szczęściem swoim, choć same nie pojmują, co to jest, czym się cieszą i w jaki sposób tym szczęściem się cieszą.
Tak wielką tu i nieobjętą dusza się cieszy rozkoszą, że chciałaby cieszyć się nią nie tylko sama, ale opowiadać ją wszystkim, aby wszyscy pomagali jej chwalić Pana, jak do tego jedynie dąży wszystko pragnienie. (T.VI.6.10)
Te wszystkie cierpienia i rozkosze tak zmieniają i oczyszczają duszę, że nie jest ona już w stanie żyć jak dawniej.
...żal za grzechy tym wyżej rośnie, im większe łaski dusza od Boga otrzymuje. Jest to ból, który, sądzę, że nigdy nas nie opuści, póki nie znajdziemy się tam, gdzie nic już boleć nie może. (T.VI.7.1)
...po otrzymaniu tej łaski pewna w nich następuje zmiana, że mianowicie nie potrafią już, jak przedtem, rozumem rozmyślać o tajemnicach życia i Męki Chrystusowej. (T.VI.7.7)
Jednak dopóki człowiek żyje w ciele, nie jest do końca uwolniony ze swojej nędzy i pokus. Dlatego święta przestrzega:
Chce jednak także, byśmy pamiętali na nędzę naszą i że nie jesteśmy godni takiej cudownej od Niego pomocy, byśmy zatem sami sobie pomagali, jak możemy. I mam to przekonanie, że jakkolwiek byśmy wysoki już stopień modlitwy osiągnęli, zawsze to nam będzie potrzebne. (T.VI.7.8)
...wielka i rażąca byłaby to niewłaściwość, gdyby dusza, choćby najwyżej uduchowiona, tak chciała stronić od wszelkiej myśli o rzeczach cielesnych, by nawet pamięć o najświętszym Człowieczeństwie wydawała się jej szkodliwa. (T.VI.7.14)
Ktokolwiek by doznawał owych ekstaz duchowych lub też był ich zupełnie pozbawiony, niech weźmie sobie do serca poniższe uwagi:
Pan każdą duszę prowadzi taką drogą, jaką widzi być dla niej potrzebną. Zapewne, że podobne łaski są dla duszy nimi obdarzonej przysposobieniem do wysokiego postępu w świętości, jeśli czyni z nich należny pożytek; ale nieraz też Bóg tą drogą prowadzi dusze bardzo słabe w cnocie. Samo więc posiadanie tych łask nie stanowi jeszcze osobliwej dla duszy zalety, tak samo jak nieposiadanie ich żadnej jeszcze nie czyni ujmy. Miarą świętości są cnoty; która wierniej i żarliwiej służy Panu w umartwieniu, w pokorze, w czystości sumienia, ta będzie świętsza nad drugie. (T.VI.8.10)
Wierzajcie, siostry, jedna jest tylko droga bezpieczna: chcieć tego, czego chce Bóg, który zna nas lepiej niż my same siebie. Oddajmy się w ręce Jego, niech czyni z nami i w nas wedle woli swojej. W takim postanowieniu trwając wolą niezachwianą, nigdy nie zbłądzimy i zbłądzić nie możemy. (T.VI.9.16)
Skutkiem owych łask Bożych jest niezwykła tęsknota za Bogiem:
A iż widzi siebie rozłączoną jeszcze z Nim i daleką od szczęścia posiadania Go, wraz z miłością rodzi się w niej i rośnie coraz większa za Nim tęsknota. (T.VI.11.1)
Dowiedziała się wówczas z własnego doświadczenia, że cierpienia duchowe nierównie bardziej dojmującą mają siłę, niż wszystko, co człowiek może ucierpieć na ciele. W taki sposób, myślała sobie, muszą cierpieć dusze w czyśćcu, które choć ciała nie mają, daleko większe przecież znoszą tam męki i katusze, niż wszelkie najsroższe bóle, jakich, żyjąc w ciele, doznać by mogły. (T.VI.11.3)
Mogłabym je obydwa połączyć w jedno, bo z szóstego mieszkania do siódmego nie ma drzwi zamkniętych; ale ponieważ w ostatnim są rzeczy, które się nie objawiają duszy dopóki do niego nie wnijdzie, dlatego wolałam je rozdzielić. (T.VI.4.4)
W siódmym mieszkaniu czekają duszę zaślubiny duchowe. Stan całkowitego złączenia ze Stwórcą, tak iż jest ona gotowa umrzeć i nie dostąpi czyśćca, bo życie ziemskie wypełniło swoją rolę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz