Jeszcze raz wziął Go diabeł na bardzo wysoką górę, pokazał Mu wszystkie królestwa świata oraz ich przepych i rzekł do Niego: "Dam Ci to wszystko, jeśli upadniesz i oddasz mi pokłon". Na to odrzekł mu Jezus: "Idź precz, szatanie! Jest bowiem napisane: Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz". Wtedy opuścił Go diabeł, a oto aniołowie przystąpili i usługiwali Mu. (Mt 4,8-11)
Piąte mieszkanie: Bóg i życie Boże opanowują duszę i przeważają jako forma życia nad życiem naturalnym. Zaczyna się dokonywać zjednoczenie z Bogiem, charakteryzujące się kontemplacją życia i śmierci Chrystusa. Pojawiają się pierwsze łaski specjalne odnośnie do człowieczeństwa Jezusa Chrystusa. Dusza dochodzi do habitualnego stanu modlitwy zjednoczenia. Jest to już prawdziwy stan mistyczny. Następuje doskonałe zjednoczenie woli duszy z wolą Boga. Rozpoczyna się nowy sposób życia wewnętrznego. (T.wstęp)
Dusza, która wytrwa w walce z ciałem, światem i szatanem, zostaje wprowadzona do piątego mieszkania, gdzie owe pokusy naturalne już nie mają żadnego wstępu. Kroczy ona za wolą Boga i dzięki temu dochodzi do zjednoczenie z Bogiem. Otrzymuje łaskę habitualnego stanu modlitwy, który jest stałym zjednoczeniem jej woli z wolą Stwórcy.
Ale tu do tego piątego mieszkania jaszczurki owe, jakkolwiek by były subtelne, już nie mają wstępu. Tu już ani wyobraźnia, ani pamięć, ani rozum nie zdołają zamącić szczęścia, którym dusza z Bogiem swoim zjednoczona się cieszy. Sam nawet diabeł, jeśli jeno zjednoczenie z Bogiem jest prawdziwe, nie zdoła, śmiało to twierdzę, dostać się do tego mieszkania ani żadnej szkody wyrządzić, bo Majestat Boski tak tu jest blisko złączony z samąż istnością duszy, że zły duch nie waży się przystąpić, ani nawet, jak sądzę, nie jest zdolny dostrzec tej tajemnicy. (T.V.1.5)
Powiedziałam: jeśli zjednoczenie z Bogiem jest prawdziwe. Słowa te może zastanowiły was; więc są, pytacie, inne jeszcze nieprawdziwe zjednoczenia? Jest ich aż nadto! Może i diabeł wprawić duszę w zachwycenie, choćby nad rzeczą marną, jeśli się dusza zbytnio w niej rozmiłuje, ale nie będzie to zachwycenie takie, jak je sprawuje Bóg; nie będzie w nim tej słodkości i tego zadowolenia duszy, i tego pokoju, i tej rozkoszy, jakie towarzyszą prawdziwemu od Boga zachwyceniu. (T.V.1.6)
Dusza prawdziwie oddana Bogu i zjednoczona z Jego wolą rozpozna zwodzenie Złego. Zjednoczenie z Bogiem jest pełne pokoju i miłości aż do szpiku kości. Na słodkości Złego może się złapać jedynie ktoś, kto szuka pociech duchowych ponad wolę Bożą i unika cierpienia.
Te królewskie piwnice winne to, jak ja rozumiem, sam środek i najgłębsze wnętrze duszy naszej, do którego Pan nas wprowadza, kiedy i jak chce; sami, jakkolwiek byśmy się starali, wnijść tam nie możemy. Jest to rzecz boskiej wielmożności Jego, wprowadzić nas do tego środka duszy, gdzie i sam wchodzi; a na większe jeszcze okazanie, iż to własna sprawa Jego, nie chce, by w tym wnijściu Jego wola nasza jaki bądź udział miała, prócz zupełnego oddania się Jemu. (T.V.1.12)
Pan wprowadza nas w tę komnatę dzięki swojej łasce. My nic nie możemy zrobić poza całkowitym oddaniem się Jemu. Jeśli by ktoś próbował dołożyć własnych starań, przeszkodzi tylko łasce Bożej.
O Panie, jakież tu nowe strapienie poczyna się dla tej duszy! Kto by się tego spodziewał po otrzymaniu łaski tak wysokiej? Ale tak jest: w ten czy w inny sposób zawsze nam trzeba nosić krzyż, póki tu żyjemy. I kto by mi dowodził, że od czasu, jak dostąpił tej łaski, wciąż używa rozkoszy i spoczynku, temu odpowiem, że jej nigdy nie zaznał. Może, jeśli mu było dane dojść do poprzedniego mieszkania, zakosztował jakich słodkości i smaków, do których bodaj czy nie przyczyniła się jeszcze słabość natury albo może i diabeł, który mu w taki sposób daje do czasu odpoczynek, aby mu później tym sroższą wojnę wytoczył. (T.V.2.9)
Na każdym etapie życia duchowego duszę dotykają cierpienia, i chociaż są one różnej natury, to dopóki żyje w ciele, musi nosić swój krzyż.
O dziwna potęgo łaski Bożej! Wszak jeszcze kilka lat, może i kilka dni temu, dusza ta żyła sobie spokojnie, troszcząc się tylko o siebie. Któż jej teraz rzucił do serca tak szeroką, tak bolesną troskę o drugich, której by sama z siebie i po długich latach rozmyślania nie nabyła i nigdy by tą drogą do takiego bólu nie doszła, jaki teraz czuje? Bo chociażbym dni całe i lata strawiła na zgłębianiu i zastanawianiu się nad tym, jak wielkim złem jest grzech, jak wielkim nieszczęściem obraza Boga i że przecież ci, co idą na potępienie, są dziećmi Bożymi i braćmi moimi, jak również nad niebezpieczeństwami, w jakich żyjemy, i szczęściem z opuszczenia tego nędznego życia, czy wszystko to starczy na wzbudzenie we mnie podobnego uczucia? - Nie starczy, córki! Wszystko to, co możemy wzbudzić przez rozmyślanie ani z daleka nie może iść w porównanie z tym bólem, który tu ogarnia i przenika aż do szpiku duszę, choć się o to nie stara, a może i nie chce. (T.V.2.11)
Potęga łaski Bożej może wzbudzić nadnaturalny ból nad duszami upadłymi, to Boża miłość dla bliźnich i troska o ich zbawienie. Do tej łaski nikt nie dojdzie naturalną drogą medytacji, bo nawet dochodząc do mądrości rozumem, nie jest w stanie sam z siebie wykrzesać takiej mocy do miłowania i do uczynków miłosierdzia, które nie zważają na własną szkodę. Podobnie było z człowiekiem, który czynił dobrze, bo tak go nauczono, ale nie otwarł się na łaskę i odszedł:
Gdy wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, pytał Go: "Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?" Jezus mu rzekł: "Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę". On Mu rzekł: "Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości". Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: "Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!" Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości. (Mk 10,17-22)
Wróćmy już do gołąbki naszej i zobaczmy, choć w części niejakiej, łaski, jakich Bóg jej użycza w tym stanie. Rozumie się zawsze, że otrzyma je pod warunkiem usilnego z jej strony starania o ciągły postęp w służbie Bożej i w poznaniu samej siebie. Bo gdyby chciała poprzestać na tym, że takiej wysokiej łaski dostąpiła, i opierając się na niej, opuściłaby się w pracy nad sobą i zboczyłaby z drogi wiodącej do nieba, to jest z drogi przykazań, niechybnie spotkałby ją los onego motyla, który, wykluwszy się z poczwarki, pozostawia nasienie, z którego nowe żyjątko się zrodzi, ale sam umiera i ginie na zawsze. (T.V.3.1)
Co w nim bowiem jest najcenniejszego, to właśnie w tym usposobieniu woli się zawiera i niepodobna, by doszedł do owego stanu modlitwy zjednoczenia ktoś, kto nie ma całkowicie zdanej woli na wolę Boga. (T.V.3.3)
Tak jak dusza nic nie może uczynić aby dostąpić łaski poza otwarciem się na Boga, tak nie otrzyma jej na pewno jeśli nie będzie się usilnie starała w doskonaleniu i w służbie Bożej. Należy tu odróżnić działania zmierzające do otrzymania łaski od uczynków wypełniających wolę Bożą. Obydwa rodzaje nie są tak doskonałe, aby móc zapracować własnymi siłami na łaskę. Dlatego wszelkie starania własne o łaskę są pozbawione sensu. Natomiast wypełnianie woli Bożej bez oglądanie się na jakiekolwiek korzyści może zostać nagrodzone ale nie musi bezinteresownym darem Boga.
Najpewniejszym znakiem, po którym poznać możemy, czy spełniamy tę dwojaką powinność, jest, zdaniem moim, wierne przestrzeganie miłości bliźniego; bo czy kochamy Boga tak, jak należy, tego, mimo wielu wskazówek potwierdzających, że Go kochamy, na pewno jednak nigdy wiedzieć nie możemy; ale łatwo jest poznać, czy kochamy bliźniego. Im wyższy więc ujrzycie w sobie postęp w tej cnocie miłości bliźniego, tym mocniej, miejcie to za rzecz pewną, będziecie utwierdzone w miłości Boga. Bo tak wielka jest miłość Jego ku nam, że w nagrodę za miłość, jaką okażemy bliźniemu, pomnoży w nas obficie miłość ku Niemu; jest to, według mnie, rzecz tak pewna, że niepodobna mi wątpić o tym ani na chwilę. (T.V.3.8)
Trudno jest zweryfikować naszą miłość do Boga, który jest niewidzialny. Miłość jednak ma to do siebie, że jest całkowicie bezinteresowna tak jak deszcz padający na dobrych i złych. Jeśli naprawdę będziemy przepełnieni miłością Bożą, to obdarujemy nią nie tylko Boga, ale wszelkie stworzenie i bliźnich, którzy są zarówno przyjaciółmi naszymi jak i wrogami. Taka jest natura prawdziwej miłości.
Chytre są i niezliczone zdrady szatana; całe piekło gotów poruszyć, aby w nas wmówić, że posiadamy tę czy ową cnotę, kiedy jej w rzeczy samej nie posiadamy. I wie dobrze diabeł, co robi, bo ciężka z tego oszukania bywa szkoda dla duszy. Nigdy te urojone cnoty, rodzące się z takiego korzenia, nie mogą być wolne od próżnej chwały i pychy, a tylko te, które od Boga pochodzą, czyste są od tej zakały. (T.V.3.9)
Śmiech mię nieraz bierze na widok pewnych dusz, które w czasie modlitwy wyobrażają sobie, że pragną upokorzenia i publicznego sponiewierania dla miłości Boga, a potem wykręcają się jak mogą, aby się nie przyznać do małego jakiego uchybienia; (T.V.3.10)
Ojcowie pustyni mawiali: „Jeśli cię chwalą, nie wzbraniaj się, bo ci, którzy się wzbraniają pragną aby ich dwa razy chwalono”. Natura ludzka zraniona grzechem pierworodnym nie jest w stanie dojść do doskonałej świętości w życiu ziemskim. Droga doskonałości przypomina raczej obieranie cebuli. Gdy obierasz zewnętrzne części, którymi są niedoskonałości, dochodzisz do następnych, bardziej wewnętrznych niedoskonałości. W końcu obrawszy cebulę z wszystkich części, nic nie zostaje. Człowiek wtedy poznaje prawdę o sobie, że nic dobrego nie posiada. Jeśli ktoś chce się pozbyć pychy, szatan może go zwieść podsuwając mu pychę przebraną w fałszywą pokorę. Taki człowiek będzie się uniżał i pogardzał innymi, którzy się nie uniżają. W rzeczywistości będzie chodził w pysze groźniejszej od tej pierwszej, bo nieświadomej. Prawdziwa pokora to prawda o sobie i sprawiedliwość czyniona innym w zgodzie z tą prawdą. Jeśli dojdziemy do prawdy o nas samych, że jesteśmy nikim, to zawsze będziemy się cieszyli z sukcesów innych i będziemy ich podnosili na duchu, a o samych sobie nie będziemy pamiętali. Natomiast fałszywa pokora prowadzi do komicznych sytuacji jak w tej anegdocie:
„Wchodzi kościelny do kościoła i widzi proboszcza, który kładzie się krzyżem i woła: „Panie zlituj się nade mną, bo jestem nikim. Prochem jestem i samą nędzą.” Kościelny poruszony taką gorliwością, kładzie się obok proboszcza i też woła: „Panie zlituj się nade mną, bo jestem nikim. Prochem jestem i samą nędzą.” Na to proboszcz oburzony: „No patrzcie patrzcie! Kto to śmie nazywać się nikim!?”.”
Gdy znowu widzę inne dusze, tak zacietrzewione w przedmiocie swego rozmyślania i tak skrępowane na modlitwie, iż nie śmieją, rzekłbyś, i poruszyć się ani myśli na chwilę odwrócić, by snadź nie uroniło im się co z tej odrobiny uczuć pobożnych i smaków duchowych, które im na modlitwie przyszły, myślę sobie, że są to dusze, nie mające jeszcze ani pojęcia o prawdziwej drodze, którą się dochodzi do zjednoczenia, kiedy tak na własnych pociechach i słodkościach zasadzają całe swoje nabożeństwo. Nie tędy droga, siostry, nie tędy! Bóg żąda uczynków! Gdy widzisz siostrę chorą, której możesz przynieść ulgę, nie wahaj się ani na chwilę poświęcić dla niej nabożeństwo twoje; okaż jej współczucie; co ją boli, niech ciebie boli i jeśli dla posilenia jej potrzeba, byś sama sobie odmówiła pożywienia, ochotnym sercem to uczyń, nie tyle dla niej samej, ile raczej dla miłości Pana, który wiesz, że tego pragnie. To jest prawdziwe zjednoczenie, bo tu wola nasza jedno jest z wolą Jego. (T.V.3.11)
Uczynki miłosierdzia są o wiele cenniejsze od modlitw, ponieważ czynem przychodzimy z pomocą bliźniemu z którym utożsamia się Jezus:
"Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili". (Mt 25,40)
Inaczej choćbyście wszelkich na modlitwie doznawały pociech i słodkości, choćbyście nawet chwilami dostępowały modlitwy odpocznienia i małego jakiego zawieszenia władz (tak, iżby wam się zdawało, jak to się zdarza niejednej, żeście już doszły do szczytu), dopóki nie ma w was miłości bliźniego takiej, jaka być powinna, daleko wam, wierzajcie, do łaski zjednoczenia. (T.V.3.12)
Tym bardziej nasza droga doskonałości jest jeszcze daleka do przejścia, jeżeli cenimy ponad wszystko modlitwy przynoszące słodycze duchowe.
Nie sądźcie więc, by nabycie miłości nic was kosztować nie miało,... Pomnijcie, ile Boskiego Oblubieńca naszego kosztowała miłość, którą nas umiłował, i jako dla wybawienia nas od śmierci sam poniósł śmierć, i to taką okrutną śmierć na krzyżu. (T.V.3.12)
Daleko cenniejsza jest droga cierpienia, bo w niej Pan wypala w duszy to co niedoskonałe. Tu następuje prawdziwy postęp. Pociechy duchowe, których nie należy pożądać, są darem Pana aby umocnić duszę w jej walce. Należy za nie podziękować i przygotowywać się do dalszej walki.
Otóż, o ile ja rzecz rozumiem, modlitwa zjednoczenia nie dochodzi jeszcze do tego szczytu małżeństwa duchowego; ale, jak tu na ziemi, gdy dwoje ludzi chce się połączyć węzłem małżeńskim, stara się naprzód poznać wzajemnie, czy jedno sprzyja drugiemu, czy może się zrodzić między nimi miłość wzajemna, i mają w tym celu wspólne schadzki i rozmowy, podobnie również przygotowuje się i owo duchowe małżeństwo. Zgoda zobopólna już stanęła; dusza już dokładnie poznała, kto jest Ten, z którym ma się połączyć, i jakie to dla niej szczęście wejść w tak wysoki związek. Ma więc niezachwiane postanowienie czynić we wszystkim wolę swego Oblubieńca i niczego nie zaniechać, w czym może Mu się stać przyjemną, a Pan ze swej strony, widząc w swojej boskiej wszechwiedzy rzetelność i szczerość takiego jej usposobienia, cieszy się nią i chcąc, aby się lepiej jeszcze o tym przekonała, w nieskończonym miłosierdziu swoim raczy niejako przybywać do niej na schadzkę i jednoczyć ją z Sobą. Tak możemy pojąć przebieg tej modlitwy zjednoczenia, choć wszystko to trwa krótką tylko chwilę. (T.V.4.4)
Święta Teresa porównuje modlitwę zjednoczenia ze spotkaniem dwojga kochających się ludzi. Jest to jak randka umiłowanych, na której się poznają. Bóg podczas tego zjednoczenia widzi czystość intencji duszy i przygotowuje ją do zaślubin.
Tutaj łączność z Oblubieńcem polega jeszcze na jednym tylko chwilowym widzeniu się, i diabeł wszelkich użyje sposobów, aby ją rozerwał i węzeł zadzierzgnięty potargał. Później dopiero, gdy węzeł ten się zacieśni, gdy ujrzy duszę całkiem już oddaną Oblubieńcowi, już nie ma takiej śmiałości i boi się przystąpić, bo ile razy spróbuje, tyle razy dowie się z własnego doświadczenia, że nic nie wskóra i ze wstydem i stratą sromotną odejść musi, a dusza, którą napastował, tym większą tylko z napaści jego korzyść odniesie. (T.V.4.5)
...gdyby dusza zawsze była zjednoczona z wolą Bożą, rzecz jasna, że nigdy by zbłądzić ani zginąć nie mogła. Ale podchodzi ją diabeł swymi subtelnymi fortelami, i pod udanym pozorem dobrego, po cichu i nieznacznie, pociąga ją naprzód do małych niewierności, potem namawia do większych, wmawiając w nią, że nic w nich nie ma złego, za czym powoli rozum jej zaciemnia i wolę oziębia, i starą miłość własną do życia pobudza, aż tak, krok z krokiem oddali się od woli Bożej, a przystanie do swojej. (T.V.4.8)
Szatan próbuje jeszcze odciągnąć duszę od Boga, łudząc ją różnymi wizjami i kusząc pożądaniami jakim jest łakomstwo duchowe. Jest jednak coraz słabszy, bo bliskość Pana chroni duszę, a jeśli jest ona poddana ciężkim próbom to za Jego przyzwoleniem, aby tym większą nagrodę mogła odebrać.
Na uchronienie się od tych niebezpieczeństw diabelskich,... nie znam środka pewniejszego nad ten, byśmy z szczególną nieustającą pilnością i bacznością zważali na siebie, jak postępujemy w cnotach, czy nam ich przybywa, czy też ubywa, a zwłaszcza pod względem miłości zobopólnej i szczerego pragnienia, aby nas wszyscy mieli za najmniejszych i ostatnich, i doskonałego, o ile zdołamy, pełnienia powszednich obowiązków naszych. Tak badając siebie i Pana błagając, aby nas oświecił, łatwo od razu ujrzymy zyski nasze i straty. Nie sądźcie zresztą, by Bóg, gdy wyniesie duszę na tak wysoki szczebel, tak ją wypuszczał ze swej opieki, iżby diabeł, chcąc ją oszukać i skusić, łatwą miał z nią robotę; boska miłość Jego tak dba o tę duszę i tak na wszelki sposób pragnie uchronić ją od zguby, iż niezliczone wciąż zsyła jej wewnętrzne natchnienia i przestrogi, w świetle których dusza nie może, choćby nawet chciała, ukryć przed sobą, jeśli w czym jaką szkodę poniosła. (T.V.4.9)
Ponadto co pisze święta, najpewniejszą ochroną od złego jest posłuszeństwo Bogu, które należy weryfikować ze spowiednikiem. Posłuszeństwo doskonałe jest wtedy, gdy przedkładamy słowo spowiednika nawet nad wewnętrzne natchnienie Boże. Bóg bowiem, jeśli faktycznie mówi do nas, to w końcu natchnie również spowiednika naszego, aby wypełniła się Jego wola. Natomiast ufanie tylko wewnętrznym natchnieniom, nawet jeśli wydają się dobre, jest ślepą i niebezpieczną drogą. Tu szatan ma duże szanse zwieść duszę.
Święta Faustyna pisała w swoim Dzienniczku:
"Stopnie posłuszeństwa
Wykonanie prędkie i zupełne. – Posłuszeństwo woli, gdy wola skłania rozum do poddania się zdaniu przełożonego. Św. Ignacy podaje nadto trzy środki ułatwiające. Aby w przełożonym jakimkolwiek on by był upatrywać zawsze Boga. Aby rozkaz lub zadanie przełożonego usprawiedliwiać. Aby każdy rozkaz przyjmować jako Boży, bez roztrząsania lub zastanawiania się. Ogólny zaś środek – pokora.
Nic trudnego dla pokornego." (Dz 93)
Bo i niepodobna, aby dusza, doszedłszy do tej wysokości, ustała kiedy w ciągłym udoskonalaniu się. Miłość prawdziwa nigdy nie próżnuje, to więc bezczynne stanie na miejscu byłoby złym znakiem. (T.V.4.10)
Miłość jest dynamiczna, nigdy nie ustaje. Tak jak Słońce oświetla promieniami Ziemię i wszystko co na niej rośnie, nie może zatrzymać swych promieni, tak miłość nie może istnieć bez działania, bez modlitwy, dobrego słowa i dobrych uczynków.
Bóg w mieszkaniu piątym przygotowuje duszę do przyszłych zaręczyn duchowych w szóstym mieszkaniu, gdzie nastąpi jeszcze głębsze zjednoczenie duszy ze swoim Stwórcą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz