wtorek, 19 lutego 2013

Ciemne noce miłości.



Miłość jest gotowością dawania, bez oczekiwania czegokolwiek w zamian. Więcej – jest gotowością na ofiarę bez względu na jej wielkość, bez oczekiwania na wdzięczność a nawet mimo niewdzięczności i krzywd, jakie może wyrządzić osoba kochana.

Wzrastanie w miłości ma pewne podobieństwa do wzrastania w modlitwie. Jest modlitwa dziecięca, młodzieńcza, dorosłego i w końcu modlitwa doskonała. Miłość rośnie i doskonali się w pewnej korelacji z wiekiem człowieka, natomiast modlitwa nie jest związana z wiekiem a bardziej z samą wiarą człowieka. Ewolucję modlitwy i związanej z nią wiary możemy też łatwo dostrzec w życiu Apostołów. Jezus od momentu, gdy ich powołał, prowadził ich przez różne doświadczenia i był ich przewodnikiem i świadkiem na każdym etapie, był doskonałym Człowiekiem i Bogiem, na którego przykładzie mogli oni jak i my uczyć się i rosnąć w wierze.

1. Miłość dziecięca.
Wielu z nas może pamięta czas przedszkolny lub wczesnoszkolny, gdy zostaliśmy zauroczeni drugą osobą. Czuliśmy do niej sympatię i gotowi byliśmy spędzać z nią maksymalnie dużo czasu. Miłość ta była dziecinna i niewiele miała wspólnego z doskonałą miłością, a jednak była zalążkiem czegoś, co mogło urosnąć w przyszłości w prawdziwą miłość. Słowo „kocham cię” miało bardzo ograniczony wymiar, gdyż nie mogło w umyśle dziecka wiązać się z prawdziwym sensem, jakie niesie to słowo.
Modlitwa dziecięca to modlitwa najczęściej wyrażona gotowymi formułkami i tekstami, ale również naiwna w swojej motywacji tj. intencjach: Przeważa tu intencja prośby, aby Bóg spełnił nasze postulaty, a często gdy nie spełni to obrażaliśmy się na Niego. Jest tu relacja miłości transakcyjnej coś za coś. Często w chorobie obiecujemy, że będziemy lepszymi ludźmi, tylko żeby nas Bóg wysłuchał i uzdrowił. Prawie nigdy nie chcemy się wsłuchać w to, co Bóg by pragnął od nas usłyszeć lub dostać. Jesteśmy skoncentrowani na sobie. Apostołowie na samym początku, zanim zostali powołani, również byli skoncentrowani na sobie. W końcu żyli życiem zwykłych Izraelitów, zabiegali o własny byt, część z nich pracowała w zawodzie rybaków a mimo to byli świadomi przyjścia Mesjasza i jak się później okazało gotowi wszystko zostawić i pójść za Nim. Tak jak dzieci, które czują do siebie sympatię, tak oni poszli za Jezusem nie mając pojęcia gdzie ich to „zauroczenie” zaprowadzi. Niestety wiara i modlitwa dziecięca dla wielu ludzi może trwać przez całe życie i nigdy nie przemienić się w młodzieńczą. To są ci ludzie, którzy urodzili się i wychowali w katolickich rodzinach i nigdy nie usłyszeli głosu pójścia za Jezusem. Nigdy nie nawiązali relacji osobowej z Panem i gdyby nie to, że zostali ochrzczeni przez rodziców, nigdy by się nie stali chrześcijanami. Zwykle przez całe życie spowiadają się jedynie przed świętami z tych samych grzechów a modlą się „paciorkiem”. Żyją własnym wybiórczym dekalogiem, mają własne zdanie na temat nauczania Kościoła i są podatni na porzucenie wiary, gdy stanie ona na drodze ich szczęścia. A tak naprawdę nigdy nie byli wierzący.

2. Miłość młodzieńcza.
Ten etap miłości można określić jako wielkie zauroczenie i gorące uczucie, które w swej istocie nie są miłością. Są paliwem dla ludzkiego wymiaru osoby, która związana z drugą osobą mogła mieć szansę i czas na dojrzewanie. Tu już jesteśmy całym sobą zaangażowani i gotowi oddać życie za ukochaną drugą połówkę. Jednak to poświęcenie jest bardzo płonne i niestabilne. W tej miłości w dużej mierze uczestniczy ciało a konkretnie psychika z odmiennym stanem świadomości (uczuciem zakochania). Te deklaracje miłości są mocno na wyrost. Podobnie było ze św. Piotrem, który był gotów, jak deklarował, pójścia za Mistrzem nawet na śmierć i usłyszał wtedy, że trzy razy się Go zaprze. (Mk 14,26-31).
W modlitwie jest podobnie. Szczególnie w okresie nawrócenia się, człowiek żyje w duchowym pocieszeniu, przeżywa wielkie uniesienia duchowe, chłonie rekolekcje, trwa na modlitwach i śpiewach na cześć Boga. Duchowość ta jest w dużej mierze oparta na emocjach, które są niezbędne na tym etapie. Ten etap jednak nie trwa wiecznie. Przychodzi pierwsza noc. Św. Jan od Krzyża nazywa ją ciemną nocą zmysłów. Wielu ludzi jednak unika tej nocy i na powrót skłania się do młodzieńczej wiary. Uczestniczą w rekolekcjach i formacjach, które już dawno przerobili aby tylko nakręcać się emocjonalnie, być świadkami cudów i przeżyć duchowych, wciąż nawracając się i oddając życie Jezusowi. Niektórzy nigdy nie dorastają w wierze i modlitwie, gdyż boją się owej nocy ciemnej. Podobnie też są ludzie, którzy w miłości nie są w stanie dorosnąć. Mogą mieć 40 lat a wciąż zmieniać partnerów w pogoni za uczuciem zauroczenia i zakochania, a gdy ono wypala się to znów szukają kogoś innego.

3. Pierwsza noc ciemna - zmysłów.
Św. Jan od Krzyża nazwał tak proces oczyszczenia i przejścia z wiary młodzieńczej do wiary dorosłego. Modlitwa osoby, która weszła na ten etap staje się jałowa, ma ona wrażenie czystej straty czasu, tak jak człowiek nabierający wodę ze studni wciąż spuszcza wiadro po wodę i ciągnąc w górę widzi, że jest puste. Wielu osobom wiara się załamuje i powracają do starego trybu życia lub na siłę próbują modlitwy młodzieńczej. Jednak w rzeczywistości nigdy drugi raz jej nie przeżywają a tylko oszukują siebie poprzez różne stany emocje. Ta noc jest o tyle nieprzyjemna, że ma się poczucie utraty gruntu pod nogami. To, w co się wierzyło już nie wydaje się takie pewne a próby pogłębienia wiary przynoszą skutek odwrotny – jeszcze większą frustrację i zniecierpliwienie. Trwanie na modlitwie jest drogą przez mękę. Świt w tej nocy zaczynamy dostrzegać wtedy, gdy te same treści (Pismo św., modlitwy), które w modlitwie młodzieńczej przynosiły radość a w nocy ciemnej stały się całkiem puste, znów zaczęły do nas przemawiać, ale na dużo głębszej płaszczyźnie. Tak jak kiedyś podziwialiśmy Jezusa i chcieliśmy Go naśladować, tak teraz zaczęliśmy widzieć rzeczywistość Jego oczami i rozumieć Jego motywację. Noc ta wypaliła wszystko co ludzkie, emocje, wyobrażenia, pamięć, wolę a pozostawiła i udoskonaliła to co jest duchowe. Dla Apostołów taki moment przyszedł wraz ze śmiercią Jezusa. Wszystko wydało się stracone a oni byli gotowi rozejść się i wieźć życie jak dawniej.
Miłość też przechodzi taką noc. Zwykle przychodzi ona na zakochanych niedługo po ślubie. Od zawsze dziwiły mnie bajki dla dzieci opowiadające o miłości, które zwykle kończyły się zdaniem: „a potem żyli długo i szczęśliwie”. I zwykle o takim życiu marzą narzeczeni przed ślubem. Życie jednak weryfikuje ten stan. Noc ciemna w miłości przychodzi w momencie, w którym zaczynamy widzieć wady u małżonka. Zastanawiamy się gdzie się podziała ta miłość, którą tak byliśmy upojeni. Targają nami pokusy podziwiania innych zakochanych i trwania w żalu, że nas to już nie dotyczy, bo przyszła szarość życia. Denerwują nas zachowania drugiej osoby, wspomnienia związane z nią przestają mieć dla nas jakąkolwiek wartość. Zdjęcia ślubne najlepiej schowalibyśmy w szufladzie. Wtedy przychodzi pokusa zdrady małżonka, często też dochodzi wtedy do rozwodów. Na płaszczyźnie wiary można by to porównać z szukaniem podniet duchowych w religiach wschodu, które wydają się niezwykle barwne, ale które w konsekwencji są zdradą jedynego Boga. I tak też bywa w małżeństwie. Dobrą wiadomością jest to, że ta noc kiedyś się skończy, chociaż może trwać różnie u różnych osób.

4. Miłość dorosłego.
Po przejściu ciemnej nocy zmysłów, miłość jest oczyszczona z naiwnych wyobrażeń i zachowań młodzieńców. Teraz stali się oni już dorośli, wiedzą po co są ze sobą, wiedzą co oznacza prawdziwa miłość i są gotowi ją dawać nic nie otrzymując w zamian. Przeszli trudny okres, który wystawił ich na próbę i tam nauczyli się odrzucać własne ja i oczekiwania względem siebie.
W modlitwie dorosłego, panuje spokój, uporządkowanie oraz głęboki wymiar duchowy, który w modlitwie młodzieńczej był zasłonięty przez emocje i wyobraźnię. Nic z tych rzeczy, które wcześniej targały wierzącym, nie jest w stanie zakłócić modlitwy. Jest ona trwaniem przy Bogu z zamiarem dawania z miłości. Modlitwa najczęściej wtedy ma motywację dziękczynną i chwalebną. Jeśli pojawia się prośba to najczęściej za kogoś.
Dla Apostołów był to moment zmartwychwstania Pana Jezusa a później zesłania Ducha Świętego. Wiedzą już jaka jest ich misja. Mają w sobie rzeczywistą odwagę bez pustych deklaracji. Idą w świat z postanowieniem pełnienia woli Bożej i w gotowości poniesienia nawet śmierci.
Jednak ta miłość również musi przejść swoją noc.

5. Druga noc ciemna - ducha.
Jest to noc o wiele ciemniejsza i bardziej przerażająca od tej pierwszej. O ile pierwsza oczyszczała wiarę czy miłość z niedoskonałości ludzkiej natury, o tyle ta noc oczyszcza ducha z wszelkich korzeni przywiązania do czegokolwiek innego niż Bóg. Dusza przechodząc przez oczyszczający ogień, staje twarzą w twarz z nicością, ponieważ Bóg całkowicie ukrył się przed nią. Pozostaje sama tylko wiara, wszystko inne ulega destrukcji. Jest to właściwie czyściec za życia. Zmienia się tu nie tyle ludzka natura co istota bytu człowieka.
Miłość małżeńska również przechodzi coś w rodzaju nocy ducha, chociaż ma ona inny wymiar. Miłość dorosłego, jaką mieli w sobie kochające się osoby była skłonna dawać nie oczekując niczego w zamian. Jednak było to za mało. Dawanie z siebie też ma swoją granicę. Taką granicę w małżeństwie osiągają małżonkowie, gdy wchodzą w kryzys wieku średniego. Połowa życia skłania do refleksji nad przemijaniem, nad własnym dorobkiem, nad sensem własnego życia. Wtedy człowiek dochodzi do wniosku, że wszystko co osiągnął w życiu a nawet miłość jest nieistotne, bo wszystko i tak pochłonie śmierć. Jedni popadają w depresje, inni uciekają w świat zostawiając współmałżonka lub też uciekają we własny świat często wirtualny a jeszcze inni trwają w ogniu nicości i bezsensu, wierząc gdzieś na dnie duszy w prawdziwą miłość. Nie widzą jej, ale bardzo ją pragną. Ich życie wydaje się stracone, ale mimo to nie chcą porzucić wartości, które uznawali w życiu za najważniejsze. Taką noc przeżył św. Piotr, gdy spytał się Jezusa: Quo vadis, Domine? (Dokąd idziesz Panie). Wtedy właśnie na szali postawił własne życie i wrócił do Rzymu ponieść śmierć.

6.Miłość doskonała.
To miłość, w której człowiek jest gotów oddać siebie samego. Jest to miłość doskonała, bo oddaje totalnie wszystko nic nie zachowując dla siebie.
W wymiarze wiary jest to małżeństwo duchowe z Jezusem: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie. (Ga 2,20)”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz