Na
wakacyjnej wycieczce zwiedzający wchodzą do średniowiecznego
kościoła. „Jaki piękny” - wzdychają zafascynowani i
rozglądają się z podziwem dookoła. Architekt musiał być
geniuszem – mówi jeden z nich. Jaki architekt? - odpowiada
ateista. Architekt nie istnieje, to kwestia dobrej zaprawy i cegieł
oraz sprawnych rąk murarza. A kto wymyślił całą tą budowlę? -
oponuje wierzący? Do rozmowy wtrąca się agnostyk: Ja tam nie wiem.
Obejrzałem całą świątynię od wewnątrz i na zewnątrz i nie
widzę w niej śladów architekta, ale też nie widzę jasnych
dowodów na nieistnienie architekta. Mówię wam że, nie istnieje! -
upiera się ateista. Budynek przebadano od piwnic po wieże – same
cegły, kamienie i blacha. Wierzący na to: A ja czuję, że to był
geniusz, tak tu pięknie.
Jak
rozumował św. Tomasz z Akwinu: „jeśli każda rzecz ma swą
przyczynę, istnieje pierwsza przyczyna sprawcza – Bóg”, tak
przeciwnicy tej teorii odpowiadają pytaniem: a jaka jest przyczyna
istnienia Boga? I w ten sposób można by mnożyć kolejne przyczyny
w nieskończoność. Jednak problem tego kontrargumentu wynika z
niezrozumienia znaczenia słowa PIERWSZA PRZYCZYNA. Pierwsza to jest
pierwsza. Dlaczego do nas ludzi nie przemawia argument o pierwszej
przyczynie, która nie ma swojej przyczyny? Świat fizyczny nie zna
czegoś tak abstrakcyjnego, bo wszystko ma swoją przyczynę.
Ograniczmy
nasz świat do stołu bilardowego. Toczy się pierwsza bila i uderza
w drugą, druga w trzecią itd. Dla nas pierwszą przyczyną jest
pierwsza bila. Słusznie ktoś pyta: „a co jest przyczyną
pierwszej bili? Nikt nie umie odpowiedzieć, znaczy się – nie ma
pierwszej przyczyny. Jednak pierwsza przyczyna w rozumieniu św.
Tomasza jest inna od wszystkich, nie tylko dlatego, że jest nazwana
pierwszą. Pierwsza przyczyna nie jest częścią tego świata. Nie
jest bilą na stole bilardowym. Niemożliwym więc jest ją znaleźć
narzędziami z tego świata. Pierwszą przyczyną ruchu bili jest ruch ręki gracza.
Używa do tego kija bilardowego, który może być analogią
Wielkiego Wybuchu, przynajmniej na dzisiejszym etapie naszej wiedzy o
świecie.
Ktoś
powie: Skoro nie mamy narzędzi do stwierdzenia obecności innego
świata a konkretnie Boga, to idea Boga nie jest potrzebna. Jednak
trzymając się analogii stołu bilardowego, bile, jeśli miałyby
świadomość, doszły by do wniosku, że żadna z nich, nie jest
przyczyną ich własnego ruchu, który jest faktem. A z faktami się
nie dyskutuje. Okazuje się na końcu, że istnieje narzędzie, ale
nie fizyczne, tylko rozumowe – logika.
Logika
jest jednak ograniczona, nie poznamy nią całej natury Boga, jedynie
fakt, że stworzył On racjonalny świat a więc jest w Nim coś z
racjonalności. Nie trafiają do mnie argumenty „logiczne” w
stylu: „Jeśli Bóg jest wszechpotężny, to dlaczego nie może
stworzyć kamienia, którego nie potrafiłby podnieść?” I tym
sposobem, próbujemy znaną nam logikę przenieść w obszary
niedostępne tej logice – w Naturę wyższą. Twierdzę, że
stworzenie nigdy nie zrozumie istoty Stwórcy, bo jest od Niego
niższe. Logika tu nie pomoże. Podobnie jak odkurzacz (jeśli miałby
świadomość) nie zrozumie swojego projektanta, bo jeśliby
zrozumiał, to ograniczyłby jego świat tylko do czynności
odkurzania. Myślałby, że projektant odkurzaczy jest doskonałym
sprzątaczem świata i na tym koniec. Ale nigdy by nie zrozumiał, że
projektant to istota, która też śpi, je, ogląda tv itd. Narzędzie
logiki świadomego odkurzacza nie pomogłoby w zrozumieniu istoty
projektanta.
Gdzieś
w zapadłych wiekach Średniowiecza toczy się bitwa między wojskami
dwóch królestw. Wśród walczących rycerzy jest filozof, który
odrzuca od siebie miecz, siada na ziemi i wszystko staje mu się
obojętne. Widzi to król i wzywa go do podjęcia walki, bo w
przeciwnym razie zginie za dezercję. Filozof odpowiada: Po co mam
walczyć, czyż Bóg nie zna zakończenia bitwy? Jeśli jest
wszechpotężny, to zna wynik, a my jesteśmy pionkami w grze i
cokolwiek byśmy zrobili, wynik bitwy jest już przesądzony. Jak
pogodzić świadomość wiedzy Boga o naszej przyszłości z naszą
wolną wolą kreującą tą przyszłość? To jest właśnie jedna z
tych logicznych pułapek istot żyjących w czasie próbujących
przełożyć logikę czasu na świat bez czasu. Nie mniej możemy
zbliżyć się do tej zawiłości poprzez pewną niedoskonałą
analogię. Załóżmy, że opisywana bitwa jest częścią książki
pisanej przez powieściopisarza, który jest analogią Boga. Autor
napisał książkę i zna jej koniec. Bohaterowie żyją swoim życiem
nie znając końca. Porównanie z książką zakłada faktycznie, że
bohaterowie są pionkami i ich życie jest raz na zawsze określone.
Załóżmy jednak, że bohaterowie ci mają jakąś świadomość i
wolną wolę. Ich wybory wpływają na autora, który uwzględnia ich
wolę i zmienia treść książki. Nadal jednak widzi całe ich życie
i zakończenie książki. Każdy ich wybór weryfikuje rzeczywistość
ich końca, w której jest jednak zwycięstwo bitwy i wojny. Bóg
widzi koniec ludzkości i koniec pojedynczych ludzi. Uwzględnia
wybór ludzi, którzy mają wpływ na swój koniec i ograniczony
wpływ na koniec ludzkości. Ograniczony, bo wpływający na jakość
a nie na sam fakt realizacji zamysłu Boga. Nasz wybór może
nawrócić więcej dusz lub spowodować zatracenie tych dusz, ale nie
zmieni generalnego finału zbawienia ludzkości jakie nam przygotował
Bóg. A co jeśliby wszyscy rycerze rzucili miecz i przegrywając
bitwę pokrzyżowali zmysł autora o szczęśliwym końcu książki?
Czy możemy pokrzyżować zamysł Boga? Tak by było, gdyby Bóg nie
miał wpływu na ludzi. A przecież działa przez proroków i
Kościół. Jeśli prawdziwe jest zdanie: „A oto Ja jestem z wami
przez wszystkie dni, aż do skończenia świata (Mt 28,20)” to
znaczy, że Bóg nie dopuści do przegrania „wojny” bez względu
na to ile ludzi rzuci miecz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz