piątek, 18 listopada 2011
Twierdza Wewnętrzna - Mieszkanie Drugie
„Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie.” (Mt 6,24)
„Musi więc koniecznie każdy, kto chce dostać się do mieszkania drugiego, starać się, według stanu swego, oswobodzić się od trosk i zajęć niepotrzebnych. Jest to warunek tak nieodzowny, że kto nie przyłoży się mocno do tej pracy, ten według mojego przekonania, nie dojdzie do mieszkania głównego; nawet trudno, by i w tym pierwszym ostał się bezpiecznie.” (T.I.2.14)
„Drugie mieszkanie: pierwsze kroki w życiu duchowym, pierwsze uświadomienie sobie niebezpiecznego stanu, w jakim się toczy życie w walce z instynktami i namiętnościami, głęboko tkwiącymi jeszcze w naturze duchowej i cielesnej, z pokusami idącymi od świata, ciała i szatana. Dusza zaczyna modlitwę myślną w znaczeniu terezjańskim, tj. rozmowę z Bogiem, nie słyszy jednak głosu Boga, ponieważ namiętności tłumią ten głos. Dusza w dalszym ciągu musi walczyć z nawałem pokus i złych głosów, by usłyszeć głos Boga. Modlitwa myślna, chociaż jeszcze niedoskonała, wywiera jednak wpływ na postęp w doskonałości.” (T.wstęp)
Dusza, która weszła do pierwszego mieszkania twierdzy jest głuchoniema. Nie słyszy Bożych wezwań a więc i nie może na nie odpowiedzieć. Jest zagłuszona życiem zmysłowym, tysiącem impulsów z zewnątrz. Wchodząc do drugiego mieszkania, uwalnia się częściowo od tych jadowitych jaszczurek pożądań i słabości a poczyna słyszeć słabo głos Boży. Jest jednak nadal niema, bo nie wie jak odpowiedzieć na ten głos i cierpi z tego powodu. Pisze o tym święta:
„Dusze te z pewnego względu więcej mają trudu, niż tamte pierwsze, choć o tyle mniejsze grozi im niebezpieczeństwo, że już je rozumieją, za czym i można ufać, że postąpią dalej do wnętrza. Więcej, mówię, mają trudu, bo pierwsi podobni są do głuchoniemych, którzy tym samym, że nie słyszą, łatwiej znoszą i to drugie kalectwo swoje, że mają odjętą mowę; ci zaś są jako niemi tylko, którzy słuchają, a stąd wiele ciężej im dolega, że mówić nie mogą.Tak więc i dusze, o których mówię obecnie, słyszą już głos wezwań Pańskich, bo postąpiwszy już dalej ku wnętrzu, w bliższym już zostają sąsiedztwie z miejscem, kędy Pan przebywa.Głos Jego zaś jest tak słodki, że biedna dusza słysząc go trapi się niepocieszona, iż nie zdoła spełnić natychmiast tego, do czego ją wzywa. Tak więc cierpi więcej - jak mówiłam - niż gdyby wcale nie słyszała tego głosu Pańskiego.” (T.II.1.2)
Ludzie, którzy kiedyś mieszkali poza twierdzą i chodzili do kościoła z przyzwyczajenia, dzięki modlitwie dojrzeli bramę i weszli do środka. W drugim mieszkaniu dusze te zaczynają słyszeć wezwanie Boże z zewnątrz:
„Tutaj wezwania Boże dochodzą do duszy za pośrednictwem rzeczy zewnętrznych: słowo jakie z ust człowieka cnotliwego, kazanie słyszane, czytanie pobożne, te i wiele innych rzeczy, o których nieraz słyszałyście, są środkami, przez które Bóg zwykł wzywać dusze do siebie; mogą być jeszcze choroby i utrapienia, albo zwłaszcza prawda jaka jaśniej poznana i głębiej odczuta w chwili rozmyślania.” (T.II.1.3)
Człowiek nawrócony, jeśli nie zerwie ostatniej nitki zniewolenia, chociażby była bardzo cienka i niewidoczna, zostanie na powrót ściągnięty do pierwszego mieszkania. Zagrożenie to jest tym większe, że tam może wkrótce znaleźć się znów poza murami twierdzy.
„Mam tu na myśli dusze, które już zaczęły się oddawać modlitwie wewnętrznej i rozumieją już, jak wiele na tym zależy, by nie pozostawały ciągle tylko w mieszkaniu pierwszym, ale jeszcze nie mają odwagi i dość mocnego postanowienia, aby je zdołały porzucić bezpowrotnie i jeszcze raz w raz do niego wracają, bo nie opuszczają okazji, przez co na wielkie narażają się niebezpieczeństwo.
Choć więc te dusze jeszcze zostają pod wpływem rozrywek, interesów, przyjemności i marności światowych, i często jeszcze to podnoszą się z grzechu, to znowu upadają (bo tak są jadowite i natrętne te gady, wśród których jeszcze przebywają, że cudu prawie potrzeba, by w tak niebezpiecznym zostając towarzystwie, nie potknęły się kiedy i nie upadły).” (T.II.1.2)
Aby do tego nie dopuścić, niezbędna jest modlitwa zaufania. Jak ojciec prowadzi swego syna trzymając go za rękę aby nie upadł, tak wierzący musi trzymać się Boga, aby nie upadł. Niezbędna jest tu modlitwa o wolę Bożą i o łaskę do jej wypełnienia. Słyszałem kiedyś taką krótką modlitwę, właściwie to akt strzelisty: „Panie Jezu, uczyń mnie tym kim pragniesz abym się stał.” lub „Boże pragnę być tym, kim Ty w swoim zamyśle mnie stworzyłeś”.
„Wszystek wysiłek początkującego oddawać się modlitwie do tego zmierzać powinien (a nie zapominajcie, że jest to bardzo ważne), by z wszelką pilnością, na jaką zdoła się zdobyć, nad tym pracował i o to z całą gotowością się starał, by wola jego stała się zgodna z wolą Bożą. Upewniam was, że na tym - jak to jeszcze później objaśnię - zasadza się wszystka najwyższa doskonałość, jaką na drodze życia duchowego osiągnąć zdołamy. Im doskonalej kto tego warunku dopełni, tym większe dary otrzyma od Pana, tym dalej na tej drodze postąpi.” (T.II.1.8)
Oprócz modlitwy potrzebny jest krok wiary. W ufności Bogu uczyń krok, który po ludzku może wydawać się krokiem w przepaść, ale będzie krokiem wiary.
„A On rzekł: "Przyjdź!" Piotr wyszedł z łodzi, i krocząc po wodzie, przyszedł do Jezusa.” (Mt 14,29)
Jest to możliwe. Współczesny przykład: Kiko Argüello w 1964 r., idąc w ślady o. Karola de Foucauld, opuścił wszystko, by żyć wśród najbiedniejszych w osiedlach nędzy i głosić im Ewangelię. Dzisiaj, po latach widzimy owoc tej decyzji, którym jest Droga Neokatechumenalna.
„Lecz jeśli z samego początku błędny obieramy kierunek, jeśli na samym wstępie chcemy, by Pan czynił wolę naszą i prowadził nas tak jak nam się podoba, jakąż moc i trwałość może mieć budowanie nasze? Starajmy się czynić, co jest w naszej mocy i brońmy się od tych gadów zjadliwych, gdyż Pan nieraz sam tego chce i dopuszcza, by nas napastowały i trapiły złe myśli, roztargnienia i oschłości tak natarczywe, że im się opędzić trudno; nieraz nawet dopuszcza tym żmijom ukąsić nas, abyśmy tym pilniej czuwali na przyszłość i aby nas doświadczył, czy szczerze nam żal, żeśmy Go obrazili. (T.II.1.8) Choćby więc nieraz zdarzyło się wam upaść, nie traćcie odwagi do dążenia naprzód, bo i te upadki wasze obróci Bóg na pożytek duszy” (T.II.1.9)
Z dopustu Bożego możemy być wystawieni na wielkie pokusy, walki duchowe a nawet upadki aby powstając stawać się silniejszym, bardziej gorliwym i w końcu otrzymać nagrodę.
„Co się dalej tyczy zaufania do Boga, wiedz, że dla Niego nie ma nic łatwiejszego niż pokonanie czy to nielicznych, czy licznych nieprzyjaciół, tak silnych i doświadczonych, jak i słabych i niedoświadczonych. A zatem, choćby dusza dźwigała brzemię grzechów, choćby miała wszelkie wady świata, a nawet była wręcz niewyobrażalnie grzeszna, choćby wszystkiego już próbowała, wszelkich środków i ćwiczeń, by uwolnić się od grzechu i czynić dobrze, choćby nigdy nie udawało jej się zyskać nawet najmniejszego dobra, lecz odwrotnie, w coraz większą niegodziwość by popadała – nigdy nie powinna tracić zaufania do Boga, składać broni i rezygnować z ćwiczeń duchowych. Przeciwnie, niech nie szczędzi sił w walce, bo ten, kto walczy i ufa Bogu, nie przegra swej bitwy duchowej. Bóg bowiem nigdy nie odmawia pomocy swoim żołnierzom, choć czasem pozwala, by zostali zranieni. Trzeba więc walczyć, od tego wszystko zależy! Lekarstwo na rany jest gotowe i skutecznie uleczy żołnierzy, którzy z ufnością szukają Boga i Jego pomocy. I w najmniej spodziewanym momencie nieprzyjaciele zginą.” (Wawrzyniec Scupoli – Walka duchowa)
Każdy niech bierze swój krzyż i niech idzie za Panem. Swój krzyż, to zgoda na własne życie i cierpienie. Samo cierpienie nie jest czymś pozytywnym, nie można zgadzać się na cierpienie dla samego cierpienia. Jednak drogi człowieka są nieraz drogami cierpienia, których nie sposób uniknąć. Czy będziesz wówczas przeklinał czy błogosławił Pana? To jest twój wybór. Jarzmo cierpienia może zrodzić dobro, zrzucenie jarzma – zło.
„Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien.” (Mt 10,38)
„Chwyćcie się oburącz tego krzyża, który na świętych barkach swoich nosił Oblubieniec wasz i powiedzcie sobie, że to ma być wasz sztandar. Która więc zdolna jest cierpieć, niechaj cierpi dla Niego, a tym większą otrzyma zapłatę.” (T.II.1.7)
Niech nie trwoży się serce człowieka, które wzbrania się przed cierpieniem, ponieważ Pan sprawi, że będzie ono lekkie.
„Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie.” (Mt 11,29-30)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
:) Dzięki za przemyślenia. A film w pasku bocznym u góry - świetny, zwłaszcza ta pieczęć na końcu :)
OdpowiedzUsuń